Oczywiście Marta Robin nie jest tu przypadkiem odosobnionym. Wierny swej metodzie, postaram się wykazać, że wokół wielu stygmatyków rozgrywały się dziwne zdarzenia, które mają pewne punkty wspólne. Doktor Imbert-Gourbeyre, specjalista od zjawisk fizycznych mistycyzmu, pisze: "Stygmatycy są przedmiotem ataków diabelskich. Fakt ów jest tak częsty, że stał się jedną z bardziej charakterystycznych cech stygmatyzacji".
Można by uznać, że demoniczne wizje są halucynacjami. Ale ciosy? Rany, oparzenia, kije i inne przedmioty służące do obrony, znalezione w celach? A hałasy słyszane przez wszystkich wkoło? Czasami podpala "on" świętego, lub ciska go do kominka: "Wiele razy Pan Bóg zezwolił, aby demon wrzucił Katarzynę [Sieneńską] do ognia w obecności tych, których właśnie nauczała. Pomocnicy śpieszyli jej na pomoc, ale wstawała sama z uśmiechem. Jej odzienie nie było nawet opalone. "Nie bójcie się to tylko kusy."
Krystyna ze Stommein została związana przez demony i wrzucona do wrzącej smoły, poniewierana. Widywała trupy i wydostające się z nich robaki, żmije, ropuchy, które gryzły jej nos, uszy, wargi, czuła odrzucający diabli odór. Histeria? Alienacja umysłowa? Przecież są świadkowie. Piotr z Dacji widział, jak Krystyną rzucało o ścianę. Była ranna. Wyjmowała rozpalone gwoździe spod rozdzieranych przez nie ubrań. "Była bita, biczowana, parzona przez demony, cała w ranach. Diabeł kradł jej książki i ubrania, wrzucił ją do kadzi, którejś nocy zabrał ją z łóżkiem i wyniósł na dwór, przywiązywał bądź wieszał na drzewach, nagą rzucił na lód. I wszystko to w obecności świadków, którzy słyszą razy, widzą rany, asystują porwaniom i czują diabelski fetor". Powie ktoś, że to pobożne legendy z czasów średniowiecza, mające przerazić łatwowierne umysły.
Nieco bliżej nas Maria-Julia Jahenny, stygmatyczka z La Fraudais (departament Loire-Atlantique), była obserwowana przez dr Imbert-Gourbeyre'a, który ręczy za jej uczciwość. On właśnie opowiada o jej spotkaniu z szatanem kwietnia r.: "Demon ukazał się Marii-Julii krótko po tym, jak zobaczyła Maryję. Bałam się, opowiadała, schowałam się pod kołdrę. Znikł, a ja wpadłam w ekstazę. Wrócił. Chciał dotknąć moich stygmatów, żeby je wyleczyć. Widziałam jego pazury, zgrzytał zębami. Wpadł na mnie. Łapał mnie za nogi. Straciłam przytomność i odszedł ". Nazajutrz jednak powrócił, "ubrany na czarno". "Nie wiadomo skąd nagle wiatr w chałupie, oprawione relikwie św. Franciszka i Proboszcza z Ars przewracają się. Wyrwany zostaje duży gwóźdź, na którym wisi krucyfiks, Chrystus spada za łóżko".
Innego dnia Jej różaniec zostaje rozerwany, siennik podarty, krucyfiks zdjęty ze ściany i rzucony na ziemię razem z dwoma relikwiarzami. Demon próbował zadrzeć ubranie dziewczyny, aby postawić ją w kłopotliwej sytuacji. Maria-Julia walczyła zaciekle, potargana, w poszarpanym ubraniu, z przekrwioną twarzą. Nie, nie boję się, mówiła, ufam Jezusowi i Maryi. W tym samym czasie jej bliscy modlili się. Zmagania trwały ponad godzinę. Później wszystko ucichło, słodka Panienka pocieszyła biedną opętaną, której powrócił spokój".
Zdarzenia te przypominają doświadczenia Proboszcza z Ars. Pozostańmy jednak przy stygmatykach. Problemy ojca Pio, niestety, nie ustępują w niczym przeżyciom Marty Robin czy Marii-Julii. Świadectwo tego zrównoważonego człowieka (wyspowiadał tysiące osób) jest o tyle interesujące, że spisane jego własną ręką, na polecenie spowiednika. I z pewnością starał się minimalizować rozmiary zjawiska.
W czerwcu r., w Pietrelcinie, demon znęcał się nad nim przez całą noc "Bijąc mnie prawie na śmierć. A nie zliczę już tych razy, kiedy wyrzucał mnie z łóżka i wlekł po pokoju" - napisał do ojca Agostino. Innego ranka wstał cały pokrwawiony. "Kiedy bestia odeszła, od stóp do głowy przejęło mnie zimno. Drżałem niczym trzcina na silnym wietrze. Trwało to około dwóch godzin. Z ust leciała mi krew. Od czwartku wieczorem do soboty przeżywam bolesną tragedię. Zdaje mi się, że moje serce, stopy, dłonie przeszywa jakiś miecz, tak silny jest ból. Nasz przeciwnik czyni wtedy wiele wysiłku, aby zgubić mnie i zniszczyć, jak często obiecuje. Ukazuje mi się bez przerwy pod strasznymi postaciami i bije mnie".
Za pomocą łańcuchów szatan wyciąga go z łóżka, podobnie jak Martę, i bije go. Ale najbardziej subtelne z jego działań, to sianie zwątpienia w Boga, pozbawianie go nadziei. Możemy mówić o prawdziwych zapasach, w których ojciec Pio walczy jedynie z pomocą swojej wiary, niezmordowanie odmawiając różaniec. Na zewnątrz walka przejawia się wstrząsającymi klasztor detonacjami, które słyszą przerażeni mnisi. Nocą słychać dziwne kawalkady i najprzeróżniejsze odgłosy. O świcie - podobnie jak w pokoju Marty w sobotę - w celi ojca Pio wszystko jest poprzewracane, papiery i książki leżą na podłodze. Pamiętamy też dziwne nocne zjawiska, które wstrząsnęły zamkiem, krótko po tym, jak Marta zorganizowała w nim rekolekcje. Często występują one także w życiu ojca Pio. Wstrząsy, detonacje i dźwięki łańcuchów dochodzące z celi mnicha przeraziły jedzącego akurat kolację w klasztorze biskupa d'Agostino - ordynariusza Ariano, który czym prędzej czmychnął.
Podobne dziwne zjawiska występowały już od dzieciństwa u Katarzyny Emmerick i jej brata: "Często, kiedy modliliśmy się długo, coś wyrzucało mnie w górę i jakiś głos mówił Idź do łóżka! Także i mój brat podczas modlitwy był wiele razy nękany i straszony przez złego ducha". I później w klasztorze: "Kiedy kończyliśmy nasze modlitwy (nigdy wcześniej) - opowiada siostra Klara - dzieląca z nią celę - mieliśmy przyciśnięte do twarzy poduszki, jakby ktoś próbował nas udusić. Wydawało się też, że ktoś walił mocno w poduszkę Katarzyny. Czasami trwało to do północy".
"Widziałam imperium piekieł w akcji - twierdziła Katarzyna - pełne jakichś podobnych do siebie kształtów, dążące do trwałego wytrącenia z równowagi, siejące zamęt z wewnętrznej tajemnej konieczności". Zadziwiający język! Czy owa "tajemna konieczność" nie jest czasami przejawem działania prawa entropii na energię, tutaj jednak odziaływującego na ducha, który z istoty swej powinien mu się wymykać? Jak pisze Ivan Gobry: "Najwyraźniej ojciec zła atakuje wyłącznie świętych, inni sami upadają. Wewnętrzne podszepty złego nie działają na osoby o rozwiniętym życiu duchowym. Odkrywa więc przyłbicę i stara się za pomocą złośliwych sztuczek odebrać im spokój.
Inny teolog A. Tanqueray, stwierdza: "Zazdrosny o działanie Boga w duszach świętych, demon także stara się podporządkować człowieka swojemu wpływowi, albo raczej swojej tyranii. Czasem przypuszcza zewnętrzny atak na duszę, zsyłając najstraszliwsze pokusy, czasem zaś, żeby wprawić duszę w trwogę, zajmuje ciało i porusza nim zgodnie ze swoją wolą, jakby był jego panem. W pierwszym z przypadków mówimy o obsesji, w drugim o opętaniu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz