poniedziałek, 21 stycznia 2013

„Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy”„Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”.


„Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy” - śpiewy powstańcze

Tagi: 
Dodano: 20.01.2013 [11:16]
„Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy” - śpiewy powstańcze - niezalezna.pl
foto: jacekkowalski.pl
Śpiewanie jest narodowym krwiobiegiem. „Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”. Patetyczne, lecz słuszne.

Przez dwa brzemienne lata 1861 i 1862 r. zapowiedź styczniowej nocy wisiała niczym gradowa chmura nad Królestwem Polskim. Na ulicach i w kościołach Warszawy panowały wtedy dwie potężne pieśni rezygnacji i ufności: „Boże coś Polskę” i „Chorał”, czyli „Z dymem pożarów”. Choć napisane w innych okolicznościach, stały się hymnami niepodległości, której wszyscy żarliwie pożądali:

I z archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy wszyscy na straszny bój,
I na drgającym szatana ciele
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!


Od stycznia roku 1863 te same pieśni „odzywały się na tysiące głosów” w powstańczych obozach. Nie można nie zacytować jednego z wielu wspomnień – i jednego z bardziej przejmujących – o bitwie pod Pyzdrami, z pamiętnika Kazimierza Sczanieckiego: „Równo ze świtem obejrzałem mój oddział, kazałem nabić resztę karabinów, a przy tej sposobności podoficer i mój kolega uczyli nieświadomych jak się broń nabija. Zaintonowaliśmy „Boże coś Polskę”, panie wyszły na ganek, kreśląc w naszą stronę krzyżyki błogosławieństwa i pomaszerowaliśmy butnie na wojnę przeciw białemu carowi… […] na dole widać było maszerujących Moskali… Dano znak do ataku i druga kompania piechoty, w której służyło najwięcej inteligencji, zaintonowała [pieśń] „Z dymem pożarów”, której tony w tych okolicznościach przejmujące sprawiały wrażenie...”.

Brzmiące w krwawem polu
Czytam pamiętniki powstańców i widzę, że ich pieśni nie były ani szczególnie ponure, ani szczególnie straceńcze. Raczej – różnorodne. W epoce bez sprzętu RTV ludzie sami sobie śpiewali. I to stale! Więc czy to w partii Kazimierza Mielęckiego pod Koninem, kędy „ […] mimo wszelkie […] niedogodności […] panowała w naszym oddziale bezustanna wesołość, żarty i śpiewy, gdy śpiewać było wolno, tj. gdy Moskali nie było w okolicy”, czy na wspomnianym polu bitwy pod Pyzdrami, gdy „nieprzyjaciel się zbliżył, Garnier, komenderujący [kosynierami] odpędził Moskali w nieładzie. Poczem kosynierzy znów się położyli za pagórkiem i śpiewali sobie”.
A co śpiewali? Wszystko, co było związane z tematem patriotycznym czy bojowym. Kosynierzy mogli nucić np. piosenkę „kosynierską”:

Siedzi Krakus pod drzew
cieniem,
Kosa przy nim leży;
Z czoła płynie krew
strumieniem,
A krew na odzieży.
Tę pieśń, jak wiadomo, mieli w repertuarze „żuawi śmierci” (najskuteczniejsza w czasie powstania styczniowego formacja utworzona przez Francuza François Rechebrune’a). Nie mogli oni natomiast śpiewać „Marsza żuawów”, ponieważ Włodzimierz Wolski (autor libretta do „Halki”) napisał go, kiedy formacja ta przestała już istnieć. Mimo to „Marsz”, zaczynający się od słów „Nie masz to wiary, jak w naszym znaku”, stał się natychmiast jedną z ikon powstania i żywą kroniką tej formacji:


Miechów, Sosnówkę, Chrobrz, Grochowiska
Dzwoniąc też w zęby
wspomni zbój cara
– Krwią garstka doszła
mężnych nazwiska,
Garstka się biła jak stara wiara.
Marsz, marsz Żuawy!
Na bój, na krwawy,
Święty a prawy
– Marsz, Żuawy, marsz!


Drugą znaną melodią powstania była oczywiście „Hej, strzelcy wraz”, czyli „Pieśń strzelców” Władysława Ludwika Anczyca. Strzelcy byli w powstaniu formacją najliczniejszą; dziś ich piosenka kojarzy się raczej z drużynami strzeleckimi Piłsudskiego, bo to one poniosły ją w świat. Podobnie międzywojenni ułani przejęli „Nie ma i tej chatki, Gdzieby nie kochały ułana mężatki…” (tak, tak to też z roku 1863).
W polu urosłe
Piosenki strzelców i żuawów, choć rodziły się zazwyczaj przy biurku, szybko szły w plener. Inne samoistnie w polu się wykluwały. W partii Langiewicza dorobiono „na gorąco” słowa do piosenki z wojny węgierskiej:

Stój, carze, stój!
Nie ustał bój,
Jeszcze Maryan jest w obozie!


A kiedy „Maryana” już nie był „w obozie”, bo go Austriacy internowali, zmieniono słowa na: „jeszcze wiara jest w obozie”. Po bitwie pod Skałą żołnierze Langiewicza dokomponowali do właśnie powstałej „Jak to na wojence ładnie” nowe zwrotki, żeby zakończyć całość tak:
A dla naszej większej troski
Wiwat pułkownik Czachowski,
A dla jego większej sławy,
Jego adiutant dziurawy.


Za „dziurawego adiutanta” robiła wojownicza panna Henryka Pustowójtówna, vulgo „Pusty Wojtek”. Tymczasem gdy we Lwowie leciwy Wincenty Pol żegnał wyruszających w pole przyjaciół improwizacją:

Obok orła znak Pogoni,
Poszli nasi w bój bez broni.
Hu! Ha!
...,

Siedzący obok niego Alfred Bojarski chwycił gitarę i też zaimprowizował, w ten sposób ujrzała świat jedna z piękniejszych pieśni, wprawdzie z owym bezsensownym „bez broni”. Liczy się jednak program polityczny utworu: „Obok orła znak Pogoni”. Nieźle!
Strategiczne i taktyczne
Inna pieśń wskazuje:

Idźmy, bijmy Moskali,
Świat nas za to pochwali;
Walczmy za swą krainę,
Pędźmy licho za Dźwinę.


Walczono bowiem o Polskę w granicach sprzed rozbiorów. Taki był strategiczny wymiar tych piosenek. Ale miały one też wymiar taktyczny:

Po moskiewskich łbach
Ciachu, ciachu, ciach.


Albo:
Hej, baczność, cel
I w łeb lub serce pal!


Podsłuchane u Grottgera
Ponad wszystko jednak wznoszą się pieśni najbardziej przejmujące i artystycznie najświetniejsze. Kompatybilne z wizjami Grottgera. Jedna anonimowa i upiorna, kursowała na dobrych kilka lat przed powstaniem jako „Pieśń akademików warszawskich” vel „Akademików kijowskich”. Wstrząsnęło mną, kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy w stanie wojennym, śpiewaną zachrypłym głosem Przemysława Gintrowskiego:

Zgasły naszych nadziei
promienie,
Zanim zorza zaświeci
nam blada
Stańmy jako upiorów gromada,
We krwi wrogów nasyćmy pragnienie…
W noc spokojną do domów wpadniemy,
Gdzie szczęśliwi cichemi śpią snami,
Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy,
Niech się zerwą, niech idą za nami!


„Niech idą za nami!” brzmiało wówczas niczym „chodźcie z nami” pamiętne z antykomuchowych demonstracji. Do takich przejmujących utworów należy też „Gdy tak siedzimy nad bimbrem, Ojczyzna nam umiera…” Gintrowskiego i Szarugi.
Zaraz potem przyszła krakowska moda na powstanie styczniowe: Janusz Kotarba i jego Grono Przyjacielskie. Chodzili w czarnych pelerynach, czarnych okularach, z czarnymi brodami, z repliką pieczęci Rządu Narodowego w kieszeni, z podziemnym „Piosennikiem powstania styczniowego”. Raz nawet miałem zaszczyt z nimi zaśpiewać; dotąd spotykam fanów tej produkcji. Śpiewali „repertuar Grottgera”, w tym pieśni Grottgerowego przyjaciela Mieczysława Romanowskiego, który sobie powstańczą śmierć sam wyprorokował:

Co śni serce, niech raz prześni!
W twarde życie twarde pieśni
Niech wiodą jak w tan.
A miast ręce rękojeści
Szczery uścisk, gdy obwieści
Z niebios chwilę Pan.


Romanowski to taki „żołnierz, poeta” roku 1863, jak Gajcy i Baczyński – roku 1944.

http://niezalezna.pl/37486-nasza-piesnia-ich-spokoj-sklociemy-spiewy-powstancze
Morał
Brak mi Janusza Kotarby, jego stylizacji i tego powszechnego poczucia, że śpiewy roku 1863 są nam współczesne. Jak były za Solidarności. A przecież ciągle są, tyle że nie trzeba ich słuchać, ale śpiewać. Nie zamierzam zabraniać słuchania (ba, nagrałem płytę z tymi śpiewami), ale to nie słuchanie, tylko śpiewanie jest narodowym krwiobiegiem. „Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”. Patetyczne, lecz słuszne.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz