czwartek, 24 stycznia 2013

OCENA POWSTANIA - NASZ MILCZĄCY HOŁD...


z poczty


"Z kurzem krwi bratniej" Homilia ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w stulecie Powstania Styczniowego.
                                                                                                                   Pamiętajmy!
                                                                                                                         Z.

Podczas Mszy świętej przed chwilą odprawionej uderzyły nas słowa pokrzepiające: Dextera Domini fecit virtutem - Prawica Pańska moc uczyniła, prawica Pańska wywyższyła mnie. Nie umrę, ale żyć będę i będę opowiadać dzieła Pańskie! (Ps 17,16-17).

OCENA POWSTANIA - NASZ MILCZĄCY HOŁD...

Życie człowieka, podobnie jak życie narodu, składa się z całego szeregu czynów, działań, myśli, słów, posunięć - udanych lub nieudanych, szczęśliwych lub nieszczęśliwych. Można je oceniać, jakkolwiek każdy, kto roztropny, nie spieszy się nigdy z sądem o człowieku ani o narodzie. Dokąd życie biegnie, mogą w nim być jeszcze różne zdarzenia i czyny. Dobry Bóg, wielce wyrozumiały dla ludzi, przykazuje każdemu: Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni (Mt 7,1). I chociaż mamy prawo do historycznych ocen ludzi, którzy odeszli, to jednak nigdy nie zaszkodzą: roztropność, rozwaga, umiar i oszczędność.
A cóż dopiero, gdy chodzi o życie narodu, który nadal żyje, którego bieg dziejowy ciągle się rozwija, i który może spoglądać wstecz na swoją przeszłość, aby z niej wyprowadzać wnioski dla przyszłości! Ostateczna ocena jego wartości dziejowej użyteczności i miejsca w rodzinie narodów należy tylko do Boga, nieśmiertelnego Króla Wieków. To On ustanowił narody i przez Syna swojego posłał do nich Apostołów, aby nauczali i chrzcili wszystkie narody aż do czasu, kiedy sam przyjdzie sądzić żywych i umarłych najlepszy, bo najmiłosierniejszy Zbawca, a nie sędzia ludzi i narodów.
Dlatego też, dzieci najmilsze, gdy stajemy dziś przed wami z żywym świadectwem żywotności narodu, po upływie stu lat od zdarzeń, jakie miały miejsce na terenie tej świątyni, tej ulicy, tego miasta i tego kraju, jesteśmy skłonni do milczenia aniżeli do mówienia. Milczenie nasze jest zadumą i dowodem głębokiego, wewnętrznego hołdu, a może i przyznania się do wszystkich ludzi, których historia tak lub inaczej ocenia. Stawiamy sobie nawet pytanie: dobrze, a właściwie ja gdybym żył i cierpiał w tamtych czasach, razem z moimi przodkami, jak ja bym się wtedy zachował? Czy mógłbym roztropnie milczeć i cierpieć? Czy mógłbym wszystko znieść spokojnie wówczas, gdy w życiu człowieka i narodu budziły się nadzieje i pragnienia wolności? Gdy pragnienia te wypowiadane były tu, w stolicy wobec władców rozbiorczych potęg i gdy naród usłyszał krótką, okrutną odpowiedź: Żadnych mrzonek! Dla cara wszystko, co kipiało w duszy narodu, co było wołaniem o sprawiedliwość dziejową i prawo wolności, było tylko... mrzonką!
O! Biada narodowi, który by w ten werdykt uwierzył, który by zaklasyfikował wszystkie wzbierające w sercu i w myślach uczucia do rzędu mrzonek! Biada narodowi, który by opuścił ręce bezwolnie i poddał je w brzęczące okowy kajdanów! O takim dopiero narodzie moglibyśmy myśleć może odważniej, będąc skłonniejsi do sądów bardziej potępiających, albo też wstrzymalibyśmy się w milczeniu od wszelkich sądów...

OSTROŻNOŚĆ W OCENIE DZIEJOWEGO PROCESU NARODU

Drodzy moi! Dlaczego zebraliśmy się w tej świątyni, było wyjaśnione już przed Mszą świętą. Wiemy z dziejów, że przed stu laty, w okresie 1861-1862, świątynia ta rozbrzmiewała modłami, pieśniami religijnymi i narodowymi. Lud Warszawy gromadził się w świątyniach, aby tutaj wypowiedzieć swoje żale i bóle, które już gdzie indziej nie miały być wypowiadane. Naród stał jak gdyby przed zamkniętą bramą, której żadnym kluczem otworzyć się nie udało. Do kogóż miał wołać, gdy uszy ludzkie były głuche? Trzeba było wołać do Boga Żywego. I naród wołał!
Możemy rozmaicie oceniać - od strony narodowej, religijnej i teologicznej - wszystkie jęki udręczonej duszy narodu, ale potępiać nam ich nie wolno! My znamy treść naszych modlitw i wiemy, że w modlitwach wypowiada się człowiek, dziecię Boże - niekiedy może bełkotem czysto dziecięcym. Każda matka dobrze rozumie, co to jest płacz dziecka, czym są te nieartykułowane dźwięki wydobywające się z małych piersi wstrząsanych spazmatycznym płaczem. Wtedy się wzrusza, to na nią działa. I na nas działa spazmatyczny płacz narodu sprzed stu laty odbijający się o sklepienia tej świątyni.
Może długo jeszcze wypadło czekać na odzew, ale ostatecznie po stu latach możemy powtórzyć słowa przytoczone na początku:Prawica Pańska moc uczyniła, prawica Pańska wywyższyła mnie, nie umrę, ale żyć będę, i będę opowiadać dzieła Pańskie!Historyczny epizod 1863 roku możemy zsyntetyzować dopiero po stu latach, gdy stoimy tutaj, jako naród żywy, gdy jeszcze jesteśmy, chociaż mocarze tego świata pragnęli, aby imię nasze wymazane było z ziemi żyjących; gdy pomimo wszystko... jesteśmy! Oczyma naszymi patrzyliśmy, zwłaszcza my starsi, jak waliły się potęgi i przedstawicielstwa tych, którzy przed stu lat mówili narodowi: porzućcie wszelką nadzieję, żadnych mrzonek!
Widzimy więc, jak trzeba być ostrożnym z osądami, gdy czyny sprzed stu lat oceniamy naszymi oczyma. Może krew wówczas przelana, to, co szło z kurzem krwi bratniej, dopiero dziś, po dziesiątkach lat, miało wydać swój owoc - jak ziarno pszeniczne - rzucone słotną jesienią do ziemi dopiero po miesiącach mrozów, śnieżyc, wichrów i ulew wyzłaca się czasu żniwnego ku radości żniwiarza. Idzie on i rzuca ziarno w ziemię, płacząc, ale wraca z radością, dźwigając naręcza snopów. O, w ocenie dziejowego procesu narodu trzeba być ostrożnym, bo mamy do czynienia z żywym organizmem.

KTO ZDOŁA ODPOWIEDZIEĆ, CO TO JEST NARÓD?

Niedawno wyczytałem zdanie, może na marginesie wspomnień tego stulecia, że najtrudniej jest określić zjawisko dziejowe, jakim jest naród. Szczególnie tobie, droga młodzieży, która zaczynasz bieg swego życia w ramach twego narodu, może to trudno przychodzić. Nie jesteś jeszcze tak głęboko związana korzeniami swej duszy ze wszystkimi przeżyciami narodu jak pokolenia twoich rodziców. Mówią wam oni zapewne o wielu powstaniach: kościuszkowskim, listopadowym, styczniowym, warszawskim i tylu, tylu zrywach, może nieudanych i pozornie nie przynoszących rezultatów, a jednak owocnych. Ale i w dziejach innych narodów powstania nie były na ogół dziełami udanymi, były natomiast budzeniem zasypiającego ducha narodu, aby powstał i żył. Bo my wkładamy w dzieje narodu wszystko, co dla nas najdroższe!
Gdy w 1957 roku byłem w Rzymie, przyszedł do mnie stary pułkownik sztabowy armii polskiej ze swoją młodą żoną, Włoszką. Był blady jak papier, ona kwitła. Pytam: Co się dzieje? - Odpowiada: Tęsknię za ojczyzną. Co robić? - Mówię mu: Wracać! Jest lekarstwo na tęsknotę za ojczyzną - wracać! - Kiedy się lękam. - Czego się lękasz? - Co ze mną będzie? - Bracie, przyjechałem z Warszawy z głową na karku i wracam do Warszawy, mając nadzieję, że głowy mi nie zdejmą. Czemu mieliby tobie zdjąć? Wracaj. - Żona nie pozwoliła, bo była Włoszką, a mąż - Polakiem. I usechł po prostu z tęsknoty za ojczyzną!
Możemy pytać, co to jest ojczyzna, co to jest miłość ku ojczyźnie. Możemy znajdować sto odpowiedzi politycznych, historycznych, kulturowych, socjologicznych, ekonomicznych i społecznych, zależnie od tego, jakimi oczyma na to patrzymy. Ale mnie się zdaje, najmilsze dzieci, że z ojczyzną jest tak jak ze złożonością organizmu ludzkiego. Człowieka nie można rozebrać na cząstki i powiedzieć: tu głowa tu oczy, tu uszy, tu ręce, tu dłonie, tam nogi - a wszystko razem to człowiek. Człowiek bowiem to coś niesłychanie powiązanego, co przenika się wzajemnie. Przenikają się więc w nim moce ciała i duszy, energie fizyczne i duchowe, siły umysłu, woli i serca, najrozmaitsze człowiecze dążenia zarówno osobiste, jak i społeczne, które wyprowadzają człowieka poza niego samego. Jest w człowieku cały splot najrozmaitszych stanów, przeżyć, właściwości i dążeń. Splot to przedziwny, w którym ciało może się buntować przeciw duchowi, chociaż wie, że bez ducha staje się garstką popiołu.
To samo jest z narodem i jego duchowością, która jest czymś osadzonym w konkretnym terenie. Tak postanowił sam Bóg, który stworzył narodową formę bytowania, żądając byśmy ją osłaniali. Są prawa i obowiązki narodowe, działania i osiągnięcia narodowe; tworzy się kultura narodowa, dzieje, tęsknoty i pragnienia rodzime, literatura, sztuka, poezja, malarstwo, rzeźba. Wszystkie te energie, właściwości i zrywy, zdążające do coraz lepszego urządzenia życia własnej ojczyzny od strony duchowej i materialnej, są właściwie dopiero narodem. I nie można go pojmować ani w sposób czysto abstrakcyjny i idealny, ani w sposób czysto konkretny, realny i materialny, jakby naród był tylko bytem związanym pazurami z kawałkiem ziemi, chleba czy materii, bo nie samym duchem i nie samym ciałem żyje naród.
Na naród składa się praca górników wydobywających czarny węgiel z głębokich pokładów ziemi, praca rolników rzucających w ziemię złociste ziarno, praca hutników, inżynierów, przemysłowców, a także praca myślicieli tworzących myśl narodową, artystów, pisarzy, poetów, muzyków, malarzy. Jakże ci ostatni muszą się natrudzić, aby ich dzieło miało w sobie wyraz kultury rodzimej, miejscowej, narodowej, aby dobrze siedziało w krajobrazie i przemawiały do duszy patrzących Polaków, jak do ich uszu przemawiają tęsknoty polskich wiatrów, poszumy lasów i śpiew ptasząt, który nigdzie tak nie zachwyca jak w ojczystej ziemi. Może dlatego usychają z tęsknoty w obcej ziemi sztabowi pułkownicy, że oni już tego nie słyszą...
O, nie da się łatwo odpowiedzieć na pytanie, co to jest naród. I chociaż przykładałoby się do tego pojęcia miarkę socjologiczną, jak to się dziś niekiedy czyni, jeszcze odpowiedź nie będzie pełna. Aby dać dobrą odpowiedź, trzeba żyć w narodzie, trzeba żyć narodem, z narodu i dla narodu! Trzeba mieć poczucie przedziwnej wspólnoty duchowej, która wyrywa z naszej osobowości wszystko, co jest najbardziej indywidualne i własne, gotowa rzucić to na służbę swym braciom. Choćby... z kurzem krwi bratniej!
Należy o tym pamiętać, aby się nie dziwić ofiarnym duchom tych, którzy ubroczyli własną krwią - na szczęście, własną krwią! - drogi miast, ulic i zagonów polskich, we wszystkich powstaniach. Aż z krwi, którą użyźniano polskie zagony, wyrosła wolność w ojczyźnie, której tak gorąco pragnęliśmy.

CZY POWSTANIE SIĘ UDAŁO? - NIE SAMYM CHLEBEM ŻYJE NARÓD

Powiedzą ludzie roztropni: ale powstanie się nie udało. Czy nie lepiej było żyć spokojnie w pracy organicznej, budować, naprawiać drogi, uprawiać ziemię, rozwijać techniczne urządzenia, poprawiać ekonomiczny byt narodu - spokojnie, cicho?
Niewątpliwie, byli zwolennicy i takich kierunków. Wiemy, że i dzisiaj istnieją narody, które stawiają to sobie za ideał. Osiągając ideał pragmatyczny, pozytywny, realny, dotykalny, ideał pełnej misy chleba, coś jednak przy tym zatracają, na jakimś odcinku ubożeją. Jesteśmy świadkami życia wielu narodów dostatnich, które zagubiają wrażliwość na swoje dzieje ojczyste, na przeżycia narodowe, na poczucie wspólnoty z narodem.
O, nie samym chlebem żyje człowiek i nie samym chlebem żyje naród, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych. I chociaż dłonie przyłożone są do pługa, to jednak człowiek musi pamiętać, że gdy nogi jego brodzą w ziemi rodzimej, głowa wznosi się wysoko, a serce wyrywa się do czegoś jeszcze więcej... Najbardziej smutnymi narodami są te, którym postawiono za ideał li tylko dążenia i cele materialne. Najbardziej zubożonymi i niewolniczo przytrzymanymi za skrzydła ducha są takie narody, które postawiły sobie zbyt wąski ideał. Jest to przeciwne naturze człowieka, która jest bardzo wszechstronna; jest to przeciwne duchowości człowieka, któremu skrzydła wyrastają nie tylko na plecach.

PRZYCZYNA POWSTANIA: "KOMPLEKS ANTYROSYJSKI" CZY ZDROWE PRAGNIENIE WOLNOŚCI?

Wyczytałem ostatnio w prasie polskiej przedziwne zdanie. Ktoś zastanawiając się dlaczego powstanie wybuchło w Królestwie Kongresowym, a nie w Wielkopolsce czy też Małopolsce, odpowiada sobie, że byliśmy podobno owładnięci "kompleksem antyrosyjskim". Z tym wiązało się całe dalsze rozumowanie autora artykułu.
Wydaje mi się, że nie ma nic bardziej nieprawdziwego, pomijając już, że historycznie nie jest to prawdą, jakoby powstanie wybuchło tylko tutaj. Było ono właściwie wszędzie! Było w duszy każdego niemal Polaka, żyjącego w granicach trzech kordonów. A wynikało nie z takiego czy innego "kompleksu" - bo kompleks jest zawsze czymś chorobliwym - tylko ze zdrowego dążenia do wolności, pogwałconej i odebranej nam. I mniejsza z tym, kto ją nam odbierał i jakim językiem mówił; ważne jest, że gwałcił prawo narodu do wolności.
Nie o "kompleks" więc szło, nie o schorzenie psychiczne, które jakoby przeszkadzało narodowi działać i decydować w sposób wolny. Szło o poczucie pogwałconego prawa narodu do samostanowienia o sobie i decydowania o swej wolności, w której rozmieszcza się w sposób wolny i samodzielny prawa i wzajemne obowiązki współżyjących ze sobą warstw narodowych. Chyba o to chodziło, a nie o jakiś "kompleks"!
Gdy człowiek czy naród czuje się na jakimkolwiek odcinku związany i skrępowany, gdy czuje, że nie ma już wolności opinii i zdania, wolności kultury i pracy, ale wszystko wzięte jest w jakieś łańcuchy i klamry, wszystko skrępowane jak stalowymi gorsetami, wtedy nie potrzeba kompleksów. Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem, mieć poczucie honoru i osobistej godności, aby się przeciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej.
Przyglądaliście się może kiedy ptakowi, jak tłucze się w klatce? Wszystko pierze z piersi swojej wybija... Zimny obserwator patrzący na to może powiedzieć - głupi ptak! Chociaż lepiej, aby po prostu otworzył drzwiczki i wypuścił "głupiego ptaka" na wolność. Nie wolno mówić - "głupi ptak", trzeba raczej powiedzieć - on się rwie w światy! - I każdy kto uczciwy, ułatwi mu to.
Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustawioną rozbijały się piersi "polskich ptaków", aż pióra leciały rany pozostawiając! Wytłumaczcie ptakowi, aby się niepotrzebnie nie obijał o druty, bo ich nie przezwycięży... Nawet ptakowi, który nie ma przecież rozumu ani rozeznania i powiązania swoich dążeń z dążeniami innych ptaków, tego nie "wytłumaczycie". A chcielibyście to wytłumaczyć istocie rozumnej i wolnej? O, żadną miarą nie da się tego wytłumaczyć! Zamiast to czynić, lepiej klatkę otworzyć i dać możność skrzydłom, by rozwijały się w lotach, i piersiom - by potężniały, jak tego wymaga własne zadanie, przeznaczenie człowieka czy narodu.

PRAWO DO WOLNOŚCI: STO LAT TEMU I DZIŚ - TO SAMO!

Ktokolwiek będzie w granicach jakiegokolwiek narodu na globie ustawiał klatki, będzie wrogiem! Będzie budził opór i rewolucjonizował ducha od wewnątrz, w głębi osobowości człowieka, który jest powołany do wolności myślenia, do wolności chcenia, do wolności miłowania i do wolności działania. Na to rady nie ma!
Przekonały się o tym po wiekach rodziny ludów i narodów, bo mądrość kodeksów międzynarodowych zmierza obecnie do tego, aby rozszerzać wolność ludów i narodów. I nie dziwimy się temu, że w ostatnich latach na Czarnym Lądzie powstało kilkadziesiąt wolnych państw. Uznajemy to i rozumiemy, chociaż mamy wątpliwości, czy wszyscy ludzie są już przygotowani do chodzenia o własnych siłach.
Droga matko! Twój maleńki synek nie zawsze jest już przygotowany do chodzenia, gdy zrywa się i na krzywych nóżkach zaczyna chodzić, pomagając sobie rączkami. Czy ty mu przeszkadzasz? Śmiejesz się z radości, że już się podrywa do samodzielnego chodzenia. Nieraz upadnie, skaleczy się, popłacze, ale chodzić się nauczy.
Tak jest i z tymi narodami, które na naszych oczach powstały do samodzielnego bytu państwowego. My je rozumiemy! Jeżeli uznajemy prawo czarnych ludów do samostanowienia o sobie i do pełnej wolności, to cóż dziwić się narodom starym, jakim był już przed stu laty naród polski, że chciał chodzić o własnych siłach, a nie na bagnetach obcych mocarstw!
Młodzież poszła w lasy, bo chciano ją wcielić do obcych armii. Nic więc dziwnego! My na to nieraz patrzyliśmy, nie potępiając młodzieży, która za czasów okupacji hitlerowskiej też poszła w lasy, chociaż do beznadziejnej walki. Nie potępiamy młodzieży, która na ulicach stolicy z butelkami benzyny rzucała się na tanki hitlerowskie. A wy chcielibyście potępiać tych, co przed stu laty walczyli jak umieli i czym mogli? Jestem przekonany, że oni nie widzieli przed sobą wroga, nie widzieli Moskala, Niemca czy Austriaka - oni widzieli WOLNOŚĆ i pragnęli wolności. Nie kierowali się nienawiścią, ale miłością wielkiej upragnionej sprawy - wolności. Ona była ich prawem i obowiązkiem. Musieli o nią walczyć!
Tak wygląda prawda historyczna o przeszłości, której na imię "sto lat". Możemy o niej raz jeszcze powtórzyć: Prawica Pańska moc okazała, prawica Pańska wywyższyła mnie. W czym objawiła się ta moc? Właśnie w tym, że Bóg, Twórca narodów, wszczepił w dusze dzieci narodu polskiego pragnienie walki o własną wolność. Non moriar, sed vivam et narrabo opera Domini - nie umrę, ale żyć będę i będę opowiadać dzieła Pańskie!
To tak bardzo syntetycznie, dzieci najmilsze! Nie jestem historykiem, ale też nie wszystkim historykom wierzę, bo chociaż historia, tomagistra vitae, ale nie wszyscy historycy są nauczycielami życia. Można ich czytać, ale własny zmysł rodzimy i narodowy każe mi myśleć samodzielnie nawet wtedy, gdy przewracam foliały prac historyków.

ZNACZENIE POWSTANIA

Czy powstanie miało jakieś znaczenie? Niedawno przecież, bo przed kilkoma miesiącami, my, biskupi polscy rozmawialiśmy z człowiekiem wychowanym w ziemi włoskiej, dziś - papieżem. Snuł wspomnienia ze swojej młodzieńczej przeszłości. Do wspomnień tych zaliczył aktualny dziś fragment z dziejów naszego narodu. Oto jego ziomek z Bergamo - jak się tam mówi "Bergamasco" - Francesco Nullo zasłyszał, że naród polski walczy o swoją wolność. Co czyni? Rzuca piękną Italię i biegnie na daleką północ. Co go tu niesie? To samo umiłowanie wolności, o którą walczyła młodzież w Warszawie i na setkach pól bitew.
Opowiada sędziwy papież: W moim domu rodzinnym zacna stara osoba wspominała człowieka, naszego rodaka, który poszedł walczyć za waszą wolność - tę wolność, za którą wasz naród tak zawsze wytrwale walczył i którą po latach odzyskał. Wasza wolna ojczyzna wystawiła mojemu rodakowi pomnik.
Tak mówił papież, syn ziemi włoskiej, do biskupów polskich. Pomyślcie, drodzy moi, my tu w Warszawie będziemy się zastanawiali, czy powstanie miało dla narodu znaczenie, jeśli dla starego Włocha, który dziś rządzi Kościołem pod imieniem Jana XXIII, samo wspomnienie powstania było wstrząsającym przeżyciem! On żył obrazami i ideałami naszego powstania, o którym zasłyszał w swej młodzieńczej przeszłości, kształtowały one w nim poczucie wielkiej wagi praw narodu i narodów do wolności, którym dzisiaj, w duchu pokoju, służy. A więc nawet dla ludzi obcych nam językiem i krwią, powstanie styczniowe miało olbrzymie, wstrząsające znaczenie.
A dla nas? Zdaje się, najmilsi, że ten zryw polityczny, połączony ze zrywem społecznym, jedno dał w rezultacie, to mianowicie, że walczyli wówczas prawie wszyscy. W szeregach powstańczych widzieliśmy nie tylko ziemian, których z takim upodobaniem przedstawia Grottger i nie tyko mieszczan; widzieliśmy robotników, rzemieślników, chłopów-kosynierów, widzieliśmy przedstawicieli wszystkich warstw narodu. Zdaje się, że to powstanie było jak najbardziej narodowe, że właśnie z kurzem krwi bratniej wyrastał w polskiej ziemi, z otwartych przez bagnety piersi, kwiat wspólnoty narodowej. To znaczy bardzo wiele!
Przyjdą potem ludzie, przyjdą pisarze, którzy będą nam pisali najrozmaitsze "myśli nowoczesnych Polaków", pogłębiając w nas nurt wspólnoty narodowej. Nie zapomnijmy, że ten nurt wyrósł z oparów krwi synów polskiej ziemi, padających solidarnie ze wszystkich warstw, niezależnie od klas. Bo naród, najmilsi, umacnia się nie podziałem na klasy ale jedną wspólną miłością wszystkich synów tej ziemi do matki ojczyzny, która nas karmi swoją piersią, a którą my niekiedy mamy obowiązek karmić... własną krwią!
A więc i to miało znaczenie, chociaż powstanie było podobno przegrane. Było przegrane, jak "przegrany" jest rolnik, który z pustymi miechami wraca do zagrody, gdy wysiał złote ziarno. A jednak wraca spokojnie, bo rozpoczęła się jakaś wielka praca.
Zdaje się, że to "nieudane" powstanie oddało wielką przysługę wszystkim trzem zaborom, bo rozpoczęła się praca myśli polskiej, która przekroczyła kordony i podała ręce tym, co byli w Warszawie, w Poznaniu i w Krakowie, i tym, co byli gdzieś daleko na Litwie i na Rusi. Powiązała ich wszystkich i zaczęła się wspólna praca. Na szczęście, Bóg z tego kurzu krwi bratniej powołał później synów, którzy w powieści, zwłaszcza historycznej jak Kraszewski czy Sienkiewicz, czerpali natchnienie z "nieudanych" powstań. Przez twórczość budzili w narodzie ambicje i miłość do tej "nieudanej" podobno ojczyzny. Budzili szacunek i przygotowywali naród do zrywu wolności, który przeżyliśmy w latach 1917-1919, po pierwszej wojnie światowej.
Chyba pierwszym "generałem" mobilizującym naszą młodzież do walki o wolność, był "hetman bez buławy" Henryk Sienkiewicz. Skąd czerpał natchnienie? Z tego samego źródła, z którego poiła się miłością ku naszej ojczyźnie dusza Jana XXIII.
Takich niedotykalnych osiągnięć i zwycięstw można by wyliczyć wiele. Ale rzecz pewna, że naród bez tego zrywu, okupionego krwią, nie ostałby się w Bismarckowskiej polityce kulturkampfu. Nie oparłby się germanizacji i rusyfikacji. Przed tym etapem, który dla umęczonego narodu był jedną z najcięższych prób, trzeba było ofiar. Te ofiary padły i wydały swój owoc, bo obudziło się sumienie narodu.
My bardzo często robimy nad trumną rachunek sumienia. I naród polski nad trumną powstańców 1863 roku zrobił rachunek sumienia. Był on dla nas zbawczy.

"GLORIA VICTIS..."

Dlatego z głęboką czcią klękamy na śladach krwi naszych braci, którzy nie zawahali się oddać jej, abyśmy żyć mogli. Z głęboką czcią całujemy drogi ich bitew, na których ofiarność zda się w beznadziejny sposób walczyła o niewątpliwe prawo wolności. I nie car miał rację, gdy na Zamku Warszawskim odpowiadał butnie: porzućcie wszelkie sny - tylko właśnie ci co padali, obejmując miłośnie otwartą piersią ukrzyżowaną pierś Matki-Polski. Tylko oni mieli rację! A my po stu latach wiemy to jeszcze lepiej.
Wznosząc więc nasze uczucia i myśli ku Bogu ludzi i narodów, powtórzmy nasze polskie Te Deum: Dextera Domini fecit virtutem, dextera Domini exaltavit me. Non moriar, sed vivam et narrabo opera Domini. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz