piątek, 1 lutego 2013

Robert Winnicki - wywiad.


Robert Winnicki o Nowym Ekranie w wywiadzie


Prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki, foto: fot. PAP/Leszek Szymański

Szanowni Państwo,
http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/nasz-wywiad-z-robertem-winnickim.html

Portal Obiektywnie.com.pl przygotował dla Państwa wywiad z Robertem Winnickim- prezesem Młodzieży Wszechpolskiej. Przepraszamy Państwa, że wywiad pojawił się z takim opóźnieniem. Postaramy się aby w przyszłości takie przypadki nie miały miejsca. Wśród pytań zadanych przez nas są również pytania od naszych Czytelników i Blogerów.

W wywiadzie
1.Ocena WOŚP i Owsiaka
2.Sprawa Mirosława G.
3.Pytanie o służby specjalne związane z Nowym Ekranem
4.Komentarz Pana Winnickiego w sprawie zmian w „Uważam Rze”
5.Pytanie o przyszłość polskiej sceny politycznej
6.Prosimy Pana Roberta o ocenę działalności przeszłej i obecnej  Romana Giertycha
7.Pytamy o plan działania Ruchu Narodowego
8.Pytamy o postawę mediów wobec PiSu
9.Pytamy Pana Roberta o jego wizję gospodarczą
10.Co formacje narodowe zamierzają zrobić aby Marsz Niepodległości 2013 był bezpieczny?

Wywiad z Robertem Winnickim przeprowadzony przez portal Obiektywnie.com.pl


Obiektywnie.pl: Witamy. Gościem dzisiejszej rozmowy jest Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej.

ROBERT WINNICKI: Witam serdecznie.

O: Wczoraj po raz 21. Zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, ale na klapie Pana płaszcza nie widzę serduszka. Co Pan myśli o WOŚP, działalności Jerzego Owsiaka, a szczególnie jego głośnych wypowiedzi na temat eutanazji?

R.W.: Od lat nie wspieram WOŚP, z kilku względów. Po pierwsze uważam, że idea dorocznej festiwalowej dobroczynności to nie jest coś, co należy krzewić w społeczeństwie. Optuję za modelem Caritasu, który działa po cichu, a udziela 10-krotnie większej pomocy. Po drugie wątpliwy jest dla mnie bilans zysków i kosztów WOŚP - nie wiem, czy kampania promująca, pochodząca ze środków publicznych - koncerty, czas antenowy, eskorty - nie jest warta więcej, niż pieniądze zebrane przez wolontariuszy. Po trzecie dochodzą wątpliwości natury ideowej. Często w symbolice wykorzystywanej przez WOŚP pojawiają się pacyfy, na Przystanku Woodstock mamy wioskę Kriszny. Te idee są mi obce. Uważam, że pacyfizm jest głupim i szkodliwym poglądem, podobnie jak promowanie sekciarzy.

O: Poproszę o komentarz do słów Owsiaka na temat eutanazji.

R.W. : Te słowa są skandaliczne. Skoro Owsiak z jednej strony propaguje ideę ratowania życia, a z drugiej mówi, że ludzi starych i chorych można poddawać eutanazji, to jest niekonsekwentny i mało wiarygodny.  Pragnę przypomnieć, że hasło eutanazji nie dotyczy tylko ludzi starych i chorych. Ofiarami eutanazji są w wielu krajach również dzieci, które rodzą się z różnego rodzaju wadami.

O: Co Pan sądzi o sprawie Mirosława G.? Czy dostrzega Pan w tej sprawie coś więcej niż tylko wyrok na chirurga? Jak była postawa mediów wobec tej sprawy?

R.W.: Cieszę się , że w końcu po wielu latach w oparciu o dowody zebrane 5-6 lat temu skazano z jednej strony przestępcę, a z drugiej człowieka, który uosabia  głęboką patologię środowiska lekarskiego i działalności wielu instytucji w Polsce w ogóle. Sprawiedliwości stało się zadość. Obnażono przy okazji pewne patologie systemu sprawiedliwości.

Zachowanie mediów, które nie zreflektowały swojej krytycznej i prześmiewczej postawy wobec ówczesnego Ministerstwa Sprawiedliwości, uważam za skandaliczne. Idą w zaparte. Dajmy na to „Gazetę Wyborczą”, w której autor artykułu pisze, że niewiele zarzutów wobec Mirosława G. zostało potwierdzonych, po czym podaje liczby – 19 z 42 zarzutów udowodniono. W końcu to niemal połowa stawianych zarzutów!

O: Był Pan regularnym blogerem Nowego Ekranu. Jak Pan odnosi się do komentarzy płynących np. z Niezależnej.pl, że NE jest sterowany przez służby specjalne?

R.W.: Gdybym wiedział o takiej manipulacji, nigdy  nie podjąłbym współpracy z tym portalem.

O: Pozwoli Pan, że przytoczę tu fragment tekstu „Generałowie znowu w akcji” (Niezależna.pl), opisujący związki NE ze służbami specjalnymi. Tekst zawiera następującą wypowiedź Ryszarda Opary :

„Opara: „Uważam likwidację służb specjalnych w Polsce (...) za błąd historyczny nie do naprawienia". Według Opary likwidacja WSI wynikała z dążenia do przejęcia polskiej gospodarki przez „obce siły". Miało to pomóc jego zdaniem w „stworzeniu przyjaznej, współpracującej siły politycznej (…) przy pomocy rzecz jasna własnych współpracujących agentów. Polskie »spec-służby« były i nadal są niepewne, należało je zlikwidować – poprzez zdalnie sterowanych »pożytecznych idiotów«, stosujących rozmaite populistyczne hasła, np. o dekomunizacji, lustracji. Takie są/były realia polityczne"


R.W.: Przyznam się, że nie znałem tej wypowiedzi Ryszarda Opary i głęboko się z nią nie zgadzam. WSI należało zlikwidować dużo wcześniej. Uważam, że złamanie tego układu niezweryfikowanych służb po roku 89 było jedną z istotnych przyczyn  patologii polskiego życia publicznego. Oczywiste jest to, że w NE, czy raczej wokół Ryszarda Opary są osoby związane z dawnymi służbami specjalnymi. Natomiast jeśli to środowisko prowadziło jakąś większą grę, to ja jej nie dostrzegłem.  Dostrzegłem natomiast – i to stało się powodem zakończenia mojej współpracy z nim – pewne osobiste, mgliste ambicje polityczne Ryszarda Opary, dość zaskakujące deklaracje i naciski wywierane na nas, wobec tego odcięliśmy się od jego planów.

NE pomógł nam w wielu sytuacjach, np. udzielił pomocy logistycznej  w 2011 r. podczas Marszu Niepodległości. To w ówczesnej siedzibie NE na Nowym Świecie odbywaliśmy (Młodzież Wszechpolska oraz Stowarzyszenie Marszu Niepodległości)  konferencje prasowe, spotkania straży marszu. Dzięki dziennikarzom NE, którzy nagrali przebieg Marszu Niepodległości, można było chociaż częściowo zneutralizować nagonkę mainstreamowych mediów i naświetlić przebieg konfrontacji. Trzeba też wyraźnie oddzielić polityczne ambicje Ryszarda Opary od zespołu dziennikarskiego, który oceniam jako ludzi szczerych i prawych.

O: Co to oznacza, że Jan Piński został red. nacz. Uważam Rze?

R.W.: Paweł Lisicki nie dogadywał się politycznie z Grzegorzem Hajdarowiczem i stąd rozbrat. Spodziewałem się takiego finału, ponieważ Hajdarowicz jest jednoznacznie  kojarzony z establishmentem. „Uwarzam Rze” reprezentowało linię opozycyjną…

O: Za Pińskiego też tak będzie?

R.W.: Ciężko stwierdzić. Ja Pińskiego poznałem w Nowym Ekranie. Jest to niewątpliwie zdolny redaktor, ideowo klasyczny liberał. Myślę, że „Uważam Rze” może być krytyczne wobec rządu, ale może również posłużyć za narzędzie do tworzenia bazy pod nową formację. Widać wyraźnie, że Platforma Obywatelska dożywa swoich dni. Pewne środowiska w PO będą szukały nowej formuły politycznej.

O: Jakiejś farbowanej prawicy, endecji, którą pod swe skrzydła weźmie Radek Sikorski  lub  Bronisław Komorowski?

R.W. : Niewykluczone. Proszę zauważyć, że mamy obecnie do czynienia ze zbieraniem się różnych środowisk. Prezydent Komorowski zbiera własny obóz, raczej centrolewicowy, w którym znaleźli się już Nałęcz i Celiński. Z drugiej strony mamy Kwaśniewskiego, który zaczyna wykonywać ruchy robaczkowe. Kolejna strona to grupa Sikorski-Giertych-Kamiński, którzy dążą albo do stworzenia frakcji w PO albo do oddzielnego bytu politycznego, który wyłoni się z PO po jej spektakularnym upadku, na który się zanosi. Piński miał dobre notowania u Giertycha, gdy telewizją rządził Farfał – Piński był wtedy szefem „Wiadomości TVP”. Tu może dojść do konwergencji. Zresztą na jednej z konferencji , którą zorganizowało otoczenie Giertycha, była mowa o bycie politycznym pośrednim między PO a PiS.

O: Wspomina Pan nazwisko Romana Giertych - co zmieniło się w Młodzieży Wszechpolskiej od czasu jej reaktywowania przez Romana Giertycha?  Jak i był wcześniej Program polityczny Giertycha? Co się zmieniło?

R.W. : Program polityczno-ideowy Romana Giertycha w latach 90 to była spuścizna jego dziadka, Jędrzeja,  czyli myśl narodowa zabetonowana w latach 30 XX w., przez to nieadekwatna do rzeczywistości po roku 89, co zepchnęło Giertycha na margines sceny politycznej, ale też prawicowej. Po wejściu LPR do parlamentu okazało się, że program z lat 30 nie nadaje się na początek XXI wieku. Narodowa demokracja dopiero parę lat temu zaczęła intelektualnie przepracowywać swój dorobek tak, aby ideę wyrazić w nowych formach zgodnie z duchem czasu. LPR zrealizowała po 2001 r. kilka dobrych projektów. Pozytywnie oceniam rolę Giertycha jako ministra edukacji. Ale za tym wszystkim nie stał żaden społeczny ruch narodowy. Ponadto w bieżącej polityce nie widać było głębszego planu, tylko doraźną grę. W pewnym momencie Giertych zatracił się w tej grze. Z wielkich celów zostały tylko bieżące rozgrywki.

O: Ale grał też w trudnym układzie, w końcu LPR był jednym ze współkoalicjantów za czasów IV RP.

R.W.: Wiem od wielu ludzi, którym ufam, że koalicja z PiS i Samoobroną była bardzo trudna.  Można Giertycha częściowo tymi ograniczeniami tłumaczyć, natomiast summa summarum nie wykazał się dalekowzrocznością jako lider. Po LPR nie zostało żadne trwałe środowisko.  Powiem brutalnie – wielu młodym ludziom w LPR połamano kręgosłupy moralne, wykorzystując ich do wewnętrznych rozgrywek w partii. Dużo bardziej krytycznie oceniam styl myślenia Giertycha wewnątrz LPR niż to, jak kreował wizerunek ugrupowania na zewnątrz. Po 2007 r. widzimy wyraźny dryf Giertycha – zostawia LPR, zostawia MW, którą przez całe lata formatował pod siebie, totalne wodzostwo i zajął się budowaniem nowego, własnego wizerunku w lewicowo-liberalnym establishmencie.

O: Widzieliśmy go ramię w ramię z Komorowskim podczas „Razem dla Niepodległej”.

R.W.: Dziś w naszym środowisku Giertych jest postacią totalnie obcą. My od lat budujemy taką postawę, żeby ludzie, którzy przychodzą do MW nie byli lojalni w pierwszym rzędzie wobec Winnickiego czy zarządu organizacji, ale wobec idei. MW i Ruch Narodowy za Giertycha był budowany dokładnie na odwrót.  Nieważne, co mówi wódz w danym momencie, ważne, żeby iść ślepo za nim.

O: Skorzystam z okazji, że mówimy o Ruchu Narodowym i zadam pytanie, dlaczego wykorzystaliście Święto Narodowe do jego powołania. Wielu ludzi, którzy woleli pójść w Marszu Niepodległości niż w pochodzie Razem dla Niepodległej i dotrzymali do końca marszu na Agrykoli, stało się mimowolnymi świadkami i kibicami powstania Ruchu Narodowego, czyli de facto partii politycznej. Przecież obowiązywał zakaz prezentowania jakichkolwiek symboli partyjnych.

R.W.: Ruch Narodowy nie jest partią. Zakaz używania emblematów – nawet gdyby powstała partia narodowa z naszej inicjatywy – będzie obowiązywał wszystkich bez wyjątku i w tym względzie charakter Marszu Niepodległości się nie zmieni.  Bardzo mocno akcentujemy społeczny aspekt ruchu. Ta myśl jest niezrozumiana w polskim życiu publicznym, nie tylko w mainstreamie, ale również na szeroko rozumianej prawicy. To dlatego, że ruch społeczny rządzi się inną logiką niż partia polityczna. Ta ostatnia to organizacja kadrowa, która ma określone cele – żeby przeżyć, musi opanować odpowiednie stanowiska, wykonać często "krwawą" politycznie robotę, określić swój elektorat i wyodrębnić go z innych elektoratów. Gra de facto na podział. W partii ten, kto nie jest z nami, jest naszym wrogiem, a w ruchu społecznym ten, kto nie jest naszym wrogiem, jest z nami.  To jest ta odwrócona logika. Dlatego chcemy budować ruch społeczny, ponieważ uważamy, że trzeba zbudować byt o narodowych pryncypiach, odporny na zmiany koniunktury politycznej…

O: Ale jak chcecie to osiągnąć bez własnych mediów, bez pieniędzy, skoro w Polsce partie polityczne dostają pieniądze z budżetu. Skąd weźmiecie na propagowanie Waszej idei?
R.W.: Koszty  jakie ponieśliśmy przy organizacji Marszu Niepodległości, są mniejsze niż dwie miesięczne diety posłów do Parlamentu Europejskiego. Okazuje się, że można. Po prostu kilka osób przez cały rok, kilkadziesiąt przez parę miesięcy a kilkaset przez parę dni dało z siebie wszystko poświęcając swój czas, wysiłek czy pieniądze.
O: Tak, ale Marsz Niepodległości to inicjatywa jednak jednorazowa. Ludzie na ten dzień czekają w gotowości, bo wiedzą, że każdego 11.11 będzie się coś działo. A jak przyciągnąć ich na co dzień?
R.W.: W tej chwili Ruch Narodowy to federacja organizacji. Nie można się do niego zapisać, nie rozdajemy legitymacji członkowskich. Jednym z impulsów do założenia RN było mnóstwo inicjatyw lokalnych, np. Narodowy Szczecin, Narodowe Suwałki, Narodowa Łódź , itd. Ludzie, którzy są nowi, lud gdzieś już działali, organizują sie lokalnie i zwracają się do nas, ponieważ potrzebują centralnej koordynacji,  której żadna partia ani żadna organizacja im nie zapewni. Chcemy działać jako ruch społeczny również ze względów pedagogicznych. Osobiście nie ufam osobom, które idąc do polityki, nie mają za sobą kilkuletniej pracy społecznej, np. w parafiach, w strukturach studenckich. Tacy ludzie to polityczni wyrobnicy. Każdy kto chce być politykiem powinien wylegitymować się kilkuletnim poświeceniem dla dobra ogółu.  Pokazać, że potrafi skupiać wokół siebie ludzi dysponując znikomymi środkami lub nawet bez środków.
O: To bardzo ładnie brzmi, ale czy to daje wymierne efekty?
R.W.: Tak. Wymiernym efektem jest grubo ponad 200 osób na spotkaniu z Ruchem Narodowym w Gdyni. Moje spotkania w grudniu na Dolnym Śląsku, w Szczecinie, w Stalowej Woli. To nie tylko manifestacje organizowane w całej Polsce przy różnych okazjach, ale również skuteczny nacisk lobbingu społecznego.  W miastach, gdzie przecież nie rządzą narodowcy, nacisk społeczny bywa tak silny, że nowe osiedla mają ulice nazwane od imion żołnierzy wyklętych.  Powstają inicjatywy kulturalne, naukowe i ta sieć tworzy określoną masę krytyczną w społeczeństwie. Żeby odzyskać Polskę, jak głosi hasło Marszu Niepodległości, trzeba zmienić myślenie Polaków o zaangażowaniu w życiu publicznym. Partie działają na zasadzie pospolitego ruszenia: zmobilizować elektorat raz na cztery lata, potem wyborców „rozpuścić”, niech się specjalnie nie interesują dalszą działalnością. A my stawiamy na masową mobilizację. Tak jak pisze Rafał Ziemkiewicz,  Polak musi parę godzin w tygodniu poświęcić na pracę społeczną. Praca ta oczywiście musi być oparta o wizję ideową.
O: A więc zmieniacie umysły, ale ludzie raz na cztery lata muszą na kogoś oddać głos.
R.W.: Ja nie wykluczam, że kiedyś RN wyłoni pewien byt, który  wystartuje w wyborach. Natomiast wskazuję na jedno: to nie ruch społeczny ma być narzędziem partii politycznych- to partia ma być parlamentarnym "zbrojnym" ramieniem ruchu społecznego.
O: Czyli propaguje Pan model brytyjskich ugrupowań?
R.W.: Pod względem charakteru działalności dobrym przykładem jest Bractwo Muzułmańskie w Egipcie. Działa już ponad 90 lat, ale dopiero niedawno wystartowało w wyborach. Wcześniej zmienili, na swoją modłę, egipski naród.  Żeby było jasne, ja im specjalnie nie kibicuję,  wolę chrześcijańskich Koptów. (śmiech) Ale tak na serio mówiąc, jeśli się weźmiemy zaraz do roboty, regularnej pracy podobnej do najdłuższej wojny nowoczesnej Europy w XIX-wiecznej Wielkopolsce, to za pokolenie będziemy mogli stwierdzić, że skierowaliśmy naród na właściwe tory.
O: Co Pan sądzi o Prawie i Sprawiedliwości – często stawia Pan znak równości między PiS i PO jako partiom „Republiki Okrągłego Stołu”.
R.W.:  PiS zrzesza wielu porządnych ludzi, jeszcze więcej porządnych ludzi na tę partię głosuje, ale nie jest to ugrupowanie funkcjonalnie anty-okrągłostołowe. Nie tylko ze względu na to, że Lech Kaczyński brał udział w rozmowach Okrągłego Stołu, ale też dlatego, że nawet jeśli PiS chciałby obalić obecny system, to nie dałby rady. To dlatego, powiem brutalnie, że wielu posłów PiS jest w tej partii tylko dlatego, że nie jest w PO. Brak im jakiegokolwiek silnego fundamentu ideowego.  Dajmy na to casus Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Przecież ona nie rozstała się z Jarosławem Kaczyńskim dlatego, że jest lewaczką, a była nią zawsze, ale dlatego, że mieli inne podejście do kwestii taktycznych.
O: Ale trudno zgadnąć jakie były prawdziwe motywy ówczesnych działań Kluzik-Rostkowskiej. Przecież rozwaliła PiS tuż przed wyborami, wyprowadziła stamtąd grupę kluczowych posłów, po czym sama się od nowego tworu odcięła i jest w PO.
R.W.: Zgadzam się, ale mówię o czym innym.  Wiadomo było, że Kluzik-Rostkowska jest lewaczką jeszcze w koalicji PiS-LPR-Samoobrona. Torpedowała katolickie pomysły, miała ambiwalentny stosunek do ochrony życia ludzkiego. I co? I nic. PiS okupuje elektorat narodowo-katolicki samo nie będąc ugrupowaniem narodowo-katolickim. Jak to powiedział raz Marek Jurek, PiS to partia radykalna centroprawicowa…
O: Ale Marek Jurek właśnie wraca do PiS, a mam wrażenie że były marszałek jest zawsze wierny swoim ideałom.
R.W.: Wraca do PiS, bo nie potrafił stworzyć nic swojego i sam jest politycznie nieskuteczny. Polityk skuteczny to taki, który potrafi pociągnąć za sobą ludzi.
O: Skoro stawia Pan na równi PiS i PO, to jak Pan wytłumaczy zachowanie mediów, które nie zmarnują żadnej okazji, by PiS ośmieszyć i pogrążyć? Skąd ta nieetyczna stronniczość dziennikarzy?
R.W.: Oczywiście PiS został wykreowany na „czarnego luda”, główne zagrożenie dla polskiej demokracji.  Dzieje się tak z dwóch względów: po pierwsze taka jest potrzeba w establishmencie, kiedyś był takim „czarnym ludem” Giertych, wcześniej, mało kto pamięta - Wałęsa czy Niesiołowski. Polskie społeczeństwo ma cały czas szanse obronić się przed degeneracją, z którą Zachód już przegrał. Goście  z Francji, Włosi i Hiszpanii, którzy przyjechali na Marsz Niepodległości, powiedzieli nam: „macie w społeczeństwie jeszcze dobrą, zdrową tkankę.  To pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. U nas pozostały tylko pojedyncze ogniska oporu”. Jarosław Kaczyński i PiSw nagonce medialnej uosabiają tę część polskiego narodu, która zdolna jest do podjęcia walki.
O: A czy Pana zdaniem taki obraz PiS jest fałszywy?
R.W.: Wielu ludzi pokłada w PiS nadzieję, ale moim zdaniem nadzieje te nie zostaną spełnione.
O:  Mówi Pan, że w społeczeństwie jest jeszcze potencjał, natomiast zdaniem pani prof. Jadwigi Staniszkis nasze społeczeństwo jest jednak za słabe na zmiany.
R.W.: W narodzie jest jeszcze sporo ludzi, którzy w życiu kierują się absolutnie podstawowymi pryncypiami. Ale są to często ludzie biedni, niezorganizowani, nie dysponują instrumentami, żeby walczyć o te pryncypia w życiu społecznym. W tym sensie społeczeństwo, choć ma potencjał, jest słabe. Lewica nie ma potencjału w Polsce, ale  poprzez swoje osieciowanie jest dużo sprawniejsza. Dlatego my mówimy o konieczności organizowania ruchu społecznego.
O: Często mówicie o konieczności obalenia „Republiki Okrągłego Stołu”  i zastąpienia jej innym ustrojem. Jaki ustrój macie na myśli, też pod względem gospodarki?
R.W. Bardziej systemu niż ustroju, przede wszystkim systemu wartości. „Republika Okrągłego Stołu” to pewien paradygmat  ideowo-mentalno-kulturowy, który należy przewalczyć. A do takich rozwiązań ustrojowych też mamy swoje zastrzeżenia. Władza wykonawcza powinna być skoncentrowana w jednych rękach, żeby uniknąć szarpaniny pomiędzy np. premierem z jednej partii i prezydentem z innej. Jestem zwolennikiem systemu kanclerskiego lub prezydenckiego. Poza tym, jeśli chodzi o gospodarkę, to mamy fatalne warunki funkcjonowania przedsiębiorstw i mnóstwo regulacji, które utrudniają zakładanie działalności gospodarczej. Opowiadamy się za uproszczeniem i odbiurokratyzowaniem systemu podatkowego i emerytalnego. Jestem za szeroko rozumianą deregulacją gospodarki, ale nie jestem bezrefleksyjnym liberałem czy czcicielem bóstwa "wolnego rynku". Sektory strategiczne powinny pozostawać pod kontrolą państwa, gospodarka wymaga stymulacji rządu a ludziom biednym nie można powiedzieć: "radźcie sobie sami, a jak sobie nie poradzicie, to umierajcie z głodu". 
O: Co zrobić, żeby nie było zadym podczas Marszu Niepodległości w 2013 r.? Czy powstanie jakaś „milicja” do wyłapywania osobników, których działania zakrawają o kryminał?
R.W.: Po pierwsze chcemy mieć kilkukrotnie więcej członków straży marszu, zapraszamy ochotników na specjalne szkolenia. Po drugie chcemy apelować do policji i innych odpowiednich organów, żeby trzymały się od marszu z daleka. Chcemy pokazać, że jeśli pieczę nad utrzymaniem bezpieczeństwa zostawi się straży, to porządek zostanie utrzymany.
O: Czy straż potrzebuje do tego jakichś dodatkowych uprawnień?
R.W.: Nie. Jeśli tylko policja umundurowana i tajna nie będzie prowokowała manifestantów, to moim zdanie będzie spokój. To jest najlepsze wyjście. Władza raczej na to nie przystanie, chociaż… może ugnie się jeśli będzie wystarczająco duży nacisk społeczny.
O: Ale to nie jest tak, że manifestantów 11.11.12  sprowokowały tylko kordony policji i liczne grupy nieumundurowanych funkcjonariuszy, którzy podszyli się pod zadymiarzy. Na własne oczy wielu świadków widziało  demonstrantów, którzy przyszli na marsz, licząc na konfrontację – znam relację osoby, która widziała nastoletnią dziewczynę z plecakiem tak wypchanym kostkami brukowymi, że ledwie była w stanie plecak nieść, a bruk wysypywał jej się na ziemię, gdy na chwilę kładła plecak, by odpocząć. Jak weryfikować zatem uczestników Marszu Niepodległości?
R.W.: Nie twierdzę, że wśród uczestników marszu nie było jakiejś niewielkiej liczby osób chętnie włączających się w zadymę. Ale gdybyśmy mieli liczniejszą straż, a policja trzymałaby się z dala, to dalibyśmy radę powstrzymać ogień w zarzewiu. Oczywiście część uczestników marszu dała się sprowokować, ale miejsce konfrontacji i sposób zablokowania pochodu nie były przypadkowe.  Obserwując marsze z roku na rok widzę jednak rosnącą samodyscyplinę uczestników. Zawsze znajdą się jednostki szukające wrażeń, ale co Marsz Niepodległości rośnie świadomość, że jesteśmy odpowiedzialni sami za siebie.
O: A czy można też liczyć na samodyscyplinę „wodzirejów” Marszu Niepodległości?  Żeby przy okazji dostojnego jednak święta nie pojawiały się obok okrzyków „Niepodległość nie na sprzedaż”, z którymi jednoznacznie utożsamiają się uczestnicy marszu,  również ordynarne „Pojedźmy tym pedałom”. Dajecie w ten sposób podstawy do medialnej nagonki na ideę marszu.
R.W.: Ja o takim haśle słyszę pierwszy raz, jeśli pojawił się ze strony jakiegoś "wodzireja" to należy traktować jako wypadek przy pracy.

:http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/nasz-wywiad-z-robertem-winnickim.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz