24.03.2011. | |
Genocyd w Rwandzie pochłonął według różnych źródeł od 800 tys do 1,1 mln ludzi. Co ciekawe liczba oprawców jest również wyjątkowa wysoka. Według dokumentów ludowych sądów powstałych do pracy nad osądzaniem więźniów w czasie od kwietnia do lipca 1994 liczba morderców osiągnęła ponad 120 tys. Ofiarami byli zarówno Tutsi, jak i Hutu, misjonarze z Europy oraz żołnierze ONZ. Co wyróżnia to ludobójstwo? Oprócz ogromu ofiar warto zwrócić uwagę na czas, bowiem morderstwa, które miały miejsce w Rwandzie trwały zaledwie 100 dni. Z prostych obliczeń wynika, iż codziennie w tym czasie ginęło ok 10 tys. ludzi. W przeciwieństwie do Holocaustu, gdzie zabijano masowo, najczęściej przez wyspecjalizowane jednostki, w tym afrykańskim kraju zabijał każdy, najbardziej dostępną bronią– maczetami. Wybrano tego typu zagładę, ponieważ, jak określali pomysłodawcy „nie można podać do sądu całego ludu na raz”
|
Rwanda leży w Afryce Środkowej. Powierzchnia tego kraju charakteryzuje się stromymi zboczami, dlatego też mówi się o tym niej : „kraina tysiąca wzgórz”. Jest jednym z najmniej rozwiniętych krajów na świecie, dochód na jednego mieszkańca wynosi 65 dolarów. Obowiązują tu dwa języki: francuski i kiniaruanda (1) Rolnictwo, którym zajmuje się aż 90% społeczeństwa nastawione jest jedynie na zaspokajanie własnych potrzeb. Jedynie niewielu uprawia ziemię i eksportuje jej plony. Jest to głównie kawa, która stanowi 85% eksportu Rwandy (2).
Największą wartością dla mieszkańców Rwandy od lat było bydło. Na podstawie liczby posiadanych krów, można było rozpoznać to jakiej grupy należy dany człowiek. Najwyżej w hierarchii stał ten, kto posiadał stado, była to uprzywilejowana grupa- Tutsi, którzy to do 1994 roku stanowili ok. 14 % ludności. Kasta zajmująca się rolnictwem, znajdowała się o szczebel niżej w hierarchii, była to kasta Hutu, w której zawierało się ok. 85% mieszkańców. Pozostały 1 % stanowili wyrobnicy, charakterystyczny ze względu na niski wzrost, Twa. Dzięki temu nie występowały między nimi konflikty interesów. Naród tego kraju był raczej nastawiony pokojowo, zarówno nie podbijał innych terenów jak również nie wpuszczał innych na własne terytorium.
Pierwszym Europejczykiem, który pojawił się w Rwandzie był Niemiec- hrabia G.A. Von Gotzen. Stało się tak dlatego, że na konferencji w Berlinie w 1886 roku przyznano ten kraj właśnie Niemcom. Jednakże sytuacja zmieniła się po I wojnie światowej, kiedy to Rwanda przeszła w ręce Belgów, których to właśnie oskarża się o podsycanie nienawiści między plemionami3. Nienawiść ta przerodziła się w ludobójstwo.
Genocyd w Rwandzie pochłonął według różnych źródeł od 800 tys do 1,1 mln ludzi. Co ciekawe liczba oprawców jest również wyjątkowa wysoka. Według dokumentów ludowych sądów powstałych do pracy nad osądzaniem więźniów w czasie od kwietnia do lipca 1994 liczba morderców osiągnęła ponad 120 tys. Ofiarami byli zarówno Tutsi, jak i Hutu, misjonarze z Europy oraz żołnierze ONZ. Co wyróżnia to ludobójstwo? Oprócz ogromu ofiar warto zwrócić uwagę na czas, bowiem morderstwa, które miały miejsce w Rwandzie trwały zaledwie 100 dni. Z prostych obliczeń wynika, iż codziennie w tym czasie ginęło ok 10 tys. ludzi. W przeciwieństwie do Holocaustu, gdzie zabijano masowo, najczęściej przez wyspecjalizowane jednostki, w tym afrykańskim kraju zabijał każdy, najbardziej dostępną bronią– maczetami. Wybrano tego typu zagładę, ponieważ, jak określali pomysłodawcy „nie można podać do sądu całego ludu na raz” (4).
Realnie, pomimo wielu różnic pomiędzy plemionami, dopiero wiek XX rozbudził konflikty wewnętrzne oraz przyniósł nowe problemy ze strony Europy. W Rwandzie rozpoczęła się walka o ziemię. Najgęściej zaludnione w Afryce państwo, stało się za małe by utrzymać na mało wartościowych ziemiach wciąż powiększające się stada krów. Hutu byli więc usuwani ze swoich pól. Były to pierwsze oznaki wewnętrznego konfliktu (5) Na dodatek obawiający się rozwoju czarnego nacjonalizmu belgijscy kolonizatorzy, zaczęli rozgrywać przeciwko sobie oba plemienia. Belgowie znaleźli sposób na skuteczne rządzenie. Oznajmili oni bowiem, że Tutsi to naród wybrany, być może „są to przybysze z kosmosu albo z zatopionej Atlantydy” (6.) Rozpoczęto badania nad poszczególnymi kastami. Mierzono wzrost, nosy, oceniano według skali kolor skóry. Wszystkie te analizy miały na celu segregację społeczeństwa, bowiem przynależność do plemienia należało wpisać do dowodu osobistego. Od tego czasu właściciele węższych nosów, wyżsi, których skóra miała jaśniejszy kolor, byli od tego czasu nazywani Tutsi. Dziennikarz Polityki pisze o badaniach belgijskich antropologów tak: „Faworyzowano ich – ale w tym celu trzeba było wiedzieć, kto jest kim. Tymczasem nawet dziś Rwandyjczycy często sami nie potrafią się rozróżnić. Wszyscy mówią w tym samym języku kinyarwanda, nie różnią się zwyczajami czy wiarą, na ogół katolicką.” Ci którzy, mieli choć jeden atrybut niepasujący do wzoru nazwani zostali Hutu. Choć przeszłość, gdy kasta „panów" posiadała krowy i była wyżej od innych nie było tak istotna, to przyczyniła się do coraz większej irytacji Hutu.
Hamicka teoria pochodzenie stała się podstawą poglądu dotyczącego ras Afrykanów. Podział ten funkcjonował wśród rdzennej ludności bardzo długo, najdłużej i najbardziej było to zauważalne właśnie w Rwandzie (7). Belgowie zaczęli wykorzystywać Tutsich do własnych celów nadając im coraz to więcej przywilejów na niekorzyść drugiego plemienia. Stworzyli marionetkowy rząd, wysługując się swoimi reprezentantami do w każdej kwestii.
Sytuacja zmienia się po II wojnie światowej. Wtedy to następuje fala niepodległościowa państw kolonialnych. Wykształceni Tutsi rozpoczynają własną walkę o emancypację. Bruksela w ramach obrony swoich interesów w Rwandzie postanawia wykorzystać coraz to większy konflikt między plemionami i zaczyna popierać pokrzywdzonych do tej pory Hutu. Zapomina się o teoriach boskiego pochodzenia Tutsich, nawołuje do zemsty za wszystkie lata ucisku. W 1959 roku dochodzi do pierwszej wojny pomiędzy zwaśnionymi plemionami. Zostaje ona spowodowana śmiercią ostatniego króla TutsiMudaryRudahigwy. W listopadzie tego samego roku., Tutsi, rozwścieczeni utratą władzy, dokonują zamachu na życie polityka Hutu Grégoire Kayibanda co staje się przyczyną do dalszych walk. Szacuje się, że w tamtym czasie zginęło od 20 do 100 tys. ludzi, zaś ci, którzy przeżyli uciekli Ugandy, Kongo, czy Burundi. Po tych wydarzeniach władzę w kraju przejmuje chłopstwo Hutu. Bez wykształcenia i chęci sprawowania samodzielnych rządów następuje czas, kiedy to oni stają się narzędziem politycznym w rękach Belgów.
Na czele kraju stanął przywódca Parmenhutu8Gregoire Kayibanda, który po referendum z 1961 znoszącym monarchię został prezydentem. W 1962 ONZ cofnęła Belgii mandat powierniczy. Nastąpił rozpad Rwandy i Urundi, która zmieniła nazwę na Burundi. W tym czasie Tutsi próbują po raz pierwszy zbrojnie odzyskać władzę, atakując z sąsiedniego Burundi, gdzie rządzą akurat tamtejsi Tutsi. Jednak zryw kończy się dla nich fiaskiem i odwetem, w rezultacie ginie 12 tys. osób. W 1973 roku ma miejsce kolejne starcie (warto wspomnieć, że w sąsiednim Burundi mają miejsce takie same konflikty etniczne, z tą tylko różnicą, że w tym kraju u władzy są Tutsi). Dlatego też, gdy idąc za przykładem swoich pobratymców z Rwandy, miejscowi Hutu chcą zorganizować powstanie. Kończy się to masakrą liczącą ponad sto tysięcy samych Hutu. Ci, którym udało się przeżyć uciekają do Rwandy. Tam zarówno sytuacja społeczna, jak i gospodarcza nie pozwoliła na przyjęcie kilkuset tysięcy uchodźców. Z tego też powodu po raz kolejny dochodzi do zamieszek. Pod pretekstem zaniechania konfliktu generał i ówczesny minister obrony JuvenalHabyarimana przeprowadził zamach stanu, zlikwidował partie polityczne, zawiesił działalność parlamentu oraz częściowo zawiesił konstytucję. Wraz z Habyarimanem władze w kraju przejęła jego żona, Agatha wraz ze swoją rodziną, klanem Akazu. Klan ten rozrastał się wpuszczając w swoje kręgi silnie nawiązujących do wyższości Hutu intelektualistów czy wysokich rangą wojskowych. W 1975 powstał MRD (Narodowy Ruch Rewolucyjny na Rzecz Rozwoju) stając się jedyną legalną partią. Była ona jednak jeszcze bardziej radykalna niż rządząca wcześniej Parmehutu. Po tym zamachu liberalny Kayibanda zostaje zabity, a jego miejsce od tego czasu będzie zajmował teoretyczny prezydent i rzeczywisty dyktator. Sytuacja Tutsi pozostających w kraju staje się coraz gorsza. W szkołach wprowadzono segregację plemienną, uczniowie Tutsi byli co rusz informowali o swoim gorszym pochodzeniu.
W czasie gdy Hutu rządzą w Rwandzie, ci Tutsi, którzy zostali zmuszeni do ucieczki przygotowują się do odwetu. Wstępują oni m.in. do bojówek JveriegoMuseveniego, który to w 1986 r. obala dyktatora Ugandy Miltona Obote. Taka walka daje im wiedzę, sprzęt i doświadczenie potrzebne do walki we własnej ojczyźnie. Gdy w 1986 roku Museveni tworzył nowy rząd, doświadczeni oficerowie Tutsi walczący w jego armii stali się wysokimi urzędnikami w ministerstwie obrony i armii. Wykorzystując wdzięczność, wiedzę zdobytą podczas walk, oraz wiele koligacji zdobytych w tym czasie, w 1987 roku imigranci założyli Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF), organizację, która miała na celu doprowadzić do powrotu wypędzonych na ojczyste ziemie i podziału władzy w Rwandzie z Hutu. Frontem od tego czasu kieruje dwóch przyjaciół: Paula Kagame i Fred Rwigema. Gromadząc coraz większą liczbę broni i chętnych dowódcy FPR decydują się na atak.
I X 1990 roku siły RFP dokonały inwazji na Rwandę w obronie wciąż atakowanego plemienia Tutsi. W walkach zginął Rwigema, a Kagame został nowym dowódcą Frontu. Perspektywa silnego ataku Tutsich zmusza w tym czasie rwandyjskiego dyktatora do proszenia o pomoc prezydenta Francji François Mitterrand. W późniejszych latach teorii na temat tego, dlaczego Mitterand pomógł Hutu było wiele. Jedną z ciekawszych jest teoria wspomniana we wspomnieniach z ludobójstwa A. Kayitesi pt. „Jeszcze żyjemy”: (...) trudno nie dostrzec roli Jean-Christophe'a Mitteranda, syna prezydenta Francji, zwanego Papamadi, który w 1983 roku wpłynął na bieg historii z korzyścią dla Hutu, a to ze względu na bliskie kontakty, jakie utrzymywał ze swym ruandyjskim alter ego, Jean-Pierre Habyarimaną, również synem prezydenta. (9)”
W Kigali lądują żołnierze Legii Cudzoziemskiej. Francuzi malowali sobie twarze na czarno, by przypominać Afrykanów, wraz z nimi toczyli walki z partyzantami Tutsi, organizowali szkolenia ruandyjskim żołnierzom i bojówką Hutu, które potem dokonały rzezi Tutsich. Rola Francji w ludobójstwie w Rwandzie jest jednym z najbardziej wstydliwych tematów dla tamtejszej polityki.
Ostatecznym efektem inwazji było jeszcze większego wzrostu napięć etnicznych. Niektórzy członkowie sojuszu z rządów dyktatury wojskowej Habyarimana rozpoczęli zakładanie stacji radiowych, które to nadawały propagandowe programy przeciw Tutsi, twierdząc w nich, iż mają oni na celu ponownie zniewolić Hutu. Wykorzystując obecność pomocy z Francji w Rwandzie powstaje Interhamwe. Słowo to oznacza ,,ci, którzy uderzają razem”. Były one złożone przede wszystkim z młodych ludzi, często też z przestępców oskarżonych o rozmaite zbrodnie – od kradzieży po morderstwa. Oficjalnym zadaniem Interhamwe miało być bronienie prezydenta i Kigali, stolicy Rwandy, na wypadek, gdyby partyzanci dotarli tak daleko w głąb kraju. W rzeczywistości jednak byli oni główną siłą napędową przyszłej zagłady Tutsi.
Na początku lat 90' konflikt rozszerza się i przechodzi przede wszystkim na media. Habyarimana ma w swoim kraju dwa środki masowego przekazu, które składają się z dwóch krajowych stacji radiowych (Radio Rwanda i RTLM) i czterech gazet. Najważniejszym medium był dziennik Kangura, którego zadaniem było wzywanie do tępienia w Rwandzie wszystkich tzw. „inyenzi” co w języku kiniaruanda oznacza karaluchy. Identyfikacja Tutsi z karaluchem jest potężna metaforycznie, przenoszenia odrażającego brudów insekta, funkcjonującego całe życie w roju, w którym te indywidualnie nieistotne szkodniki zakażają wszystko, co spotkają. Słowo inyenzi aż do lipca 1994 było wszechobecne w mediach Rwandyjskich.
Kangura używała przede wszystkim politycznych karykatur w celu zapewnienia wizualnego oddziaływania. Korzystali oni do tego często obscenicznych ilustracji wykorzystujący temat dawnego, nieudolnego panowania Tutsi: wykastrowani mężczyźni, kobiety Tutsi oferujące usługi seksualne. To właśnie w tej gazecie zamieszczono w grudniu 1990 roku 10 przykazań Hutu, artykuł i zasady postępowania prawdziwego członka tego plemienia:
1. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że kobieta Tutsi, gdziekolwiek jest, pracuje dla interesów ludu Tutsi. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) poślubia kobietę Tutsi; b) przyjaźni się z kobietą Tutsi; c) zatrudnia kobietę Tutsi jako sekretarkę lub konkubinę.
2. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że nasze córki Hutu są właściwsze i bardziej sumienne w zadaniach kobiety, żony i matki rodziny. Czyż nie są one piękne i szczere?
3. Kobiety Hutu, bądźcie czujne i starajcie się przeciągnąć swoich mężów, braci i synów na właściwą drogę.
4. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że każdy Tutsi jest nieuczciwy w interesach. Jego jedynym celem jest władza dla jego ludu. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) zakłada spółkę z Tutsi; b) inwestuje swoje albo rządowe pieniądze w przedsięwzięcie Tutsi; c) pożycza pieniądze Tutsi albo pożycza od niego; d) sprzyja Tutsi w interesach.
5. Wszystkie strategiczne pozycje, polityczne, administracyjne, ekonomiczne, wojskowe i policyjne powinny być w rękach Hutu.
6. Sektor edukacyjny musi być w większości Hutu.
7. Armia Rwandy powinna składać się wyłącznie z Hutu.
8. Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi.
9. Hutu, gdziekolwiek są, muszą działać zjednoczeni i solidarni, i mieć na uwadze losy ich braci Hutu.
10. Rewolucja Społeczna roku 1959, Referendum roku 1961 i Ideologia Hutu muszą być nauczane wszystkim Hutu na każdym poziomie. Każdy Hutu musi głosić wszędzie tę wiedzę (10).
Za treści w mediach oraz za pracę w niektórych resortach odpowiedzialny był klan Akaza. To oni werbowali w swoje szeregi intelektualistów, którzy szerzyli pogląd na temat zabicia wszystkich Tutsi, co ma być jedynym sposobem przetrwania Hutu. Stworzy się ideologia, której podstawą jest unicestwienie. Wszystkie pomysły, odezwy i informacje na ten temat przekazuje wszystkim Rwandyjczykom Radio Rwanda, a przede wszystkim RTLM. Było to medium wszechobecne. Wynikało to przede wszystkim z tego, iż RTLM było niemalże odkryciem, pierwszą tego typu alternatywą wśród rwandyjskich mediów. „Radio tysiąca wzgórz” było pierwszym, które prowadziło swoje audycję w sposób „zachodni”. Jako swoją docelową grupę słuchaczy traktowało przede wszystkim młodych mężczyzn, którzy stali się później podstawą komand egzekucyjnych Hutu.
Pomimo skutecznej blokady sił RPF na granicach kraju dyktator coraz bardziej obawiał się silnego odwetu oraz reakcji świata, który coraz pilniej śledził jego poczynania. Dlatego też, w sierpniu 1993 roku Habyarimana podpisuje wraz z władzami RPF porozumienie w Aruszy, w Tanzanii. Zakładały one utworzenie przejściowego wielopartyjnego rządu, który rządziłby przez 22 miesiące, aż do następnych wyborów powszechnych. Planowano także stworzenie narodowych sił zbrojnych, które byłyby złożone w znacznym stopniu także z Tutsich. Działania te zmierzały do zakończenia wojny domowej w Rwandzie (1990-1994). Mediacje w Aruszy zostały zorganizowane przez USA, Francję i Organizację Jedności Afrykańskiej. Rozmowy rozpoczęły się 12 VII 1992 i zakończyły 24 VI 1993. Na mocy porozumień powołano rząd tymczasowy i wynegocjowano warunki, jakie uznano za konieczne dla utrzymania pokoju: porządek prawny, repatriację uchodźców i połączenie armii rządowej z rebeliancką. Ustalenia te nigdy nie zostały w całości wypełnione.
W tym czasie ONZ powołuje nową misję- UNAMIR (Misja Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy Rwandzie). Miała ona na celu pomoc w przestrzeganiu porozumień pokojowych w Aruszy. Trwała od 1 X 1993 r. do 1 III 1996 r. Siły pokojowe początkowo otrzymały mandat na sześć miesięcy, który późniejszymi rezolucjami był stopniowo przedłużany. W rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ z 5 X 1993 r. Określono, czym tzw. "błękitne hełmy" będą się zajmować: utrzymywanie bezpieczeństwa w Kigali, w tym między innymi utrzymywanie strefy zdemilitaryzowanej, ustanowionej przez strony Porozumienia z Arushy, monitorowanie porozumienia o zawieszeniu broni oraz ustanowienie strefy zdemilitaryzowanej i procedur demilitaryzacyjnych, utrzymywanie bezpieczeństwa w trakcie sprawowania rządów tymczasowych, prowadzących do wyborów, czuwanie nad procesem repatriacji rwandyjskich uchodźców i przesiedleńców w sposób bezpieczny i humanitarny. Chociaż idea i cały program UNAMIRu był niezwykle potrzebny, to oddziały stacjonujące w Rwandzie były niedofinansowane, słabo obsadzone i mało skuteczne w obliczu dwóch plemion w czasie wojny, jak stwierdza ówczesny szef całej Misji Generał Roméo Dallaire w swojej książce „ShakeHands with the Devil” (11). R. Dallaire już na samym początku zażądał dodatkowych żołnierzy i zmiany w zasadach działania, aby zapobiec najbliższych ludobójstwa, którego powoli wszyscy się spodziewali. ONZ odmówiło.
10 I 1994 roku do władz UNAMIR dostaje się człowiek, który każe nazywać siebie Jean Pierre. Był on członkiem ochrony prezydenta. Informuje on siły ONZ ukrywanej przez Interhamwe broni. Jean Pierre twierdził, że może dostarczyć dokumenty bezpośrednio stwierdzające, iż rząd planuje genocyd. Uważał, iż Interhamwe mogą zabić w ciągu 20 minut aż tysiąc ludzi. Gdy miała rozpocząć się masakra, ekstremiści mieli zaatakować belgijskie oddziały by te automatycznie usunęły się z Rwandy. Informator mógł wskazać także magazyn w stolicy, w którym przetrzymywano ciężką broń, która miała zostać użyta do eksterminacji Tutsich. W zamian za udzielenie wszystkich danych, informator chciał potwierdzenia, że wraz z rodziną znajdą się pod protekcją ONZ. Po wysłuchaniu Jean Pierra dowódca UNAMIR-u postanowił wysłać faks do Nowego Jorku- siedziby ONZ- informując, że ma w planach przejąć broń w ciągu najbliższych 36 godzin i skompromitować obozy treningowe Interhamwe. Zaznaczył, że ma świadomość, iż może to być pułapka, ale chciał podjąć próbę. Odpowiedzią centrali był jednak kategoryczny zakaz podejmowania jakichkolwiek akcjiDallaire wysłał również prośbę bezpośrednio do Sekretarza Generalnego ONZ BoutrosBoutros-Ghali o autoryzowanie obrony cywilów rwandyjskich, z których wielu próbowało się chronić w bazach ONZ (12) wielokrotne prośby o wzmocnienie kontyngentu również zostały odrzucone. ONZ rozkazało bezstronność i nieangażowanie się w żadne walki. Kolejną decyzją nakazało wycofanie sił pokojowych z rejonu konfliktu.
Były również inne oznaki, że w Rwandzie sytuacja zaczyna się pogarszać. 22 I 1994, francuskie samoloty DC-8 wylądowały w Kigali, stolicy Rwandy, załadowane amunicją i bronią dla Rwandyjskich Sił Zbrojnych (FAR). FAR było wojskiem Hutu pod kontrolą Habyarimana. Romeo Dallaire nie był w stanie użyć broni, ponieważ naruszało to jego mandat ONZ. Szef Sztabu Armii w Rwandzie powiedział szefowi misji, że amunicja została zamówione przed postanowieniami w Aruszy. ONZ nie został dopuszczony do zatrzymania przesyłki, chociaż przedstawiana dokumentacja wskazuje, że broń została wysłana z Belgii, Izraela, Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii i Egiptu. Oprócz dostawy broni żołnierzy z rządu Rwandy rozpoczął sprawdzanie tożsamości osób, które określiła jako Hutu i Tutsi. Te karty, które później pozwolą milicji Hutu w celu określenia ich ofiar. Na kilka miesięcy przed masakrą rząd sprowadził z Chin 580 tys. maczet.
O narastającym napięciu informowano już w styczniu 1993 r. Dwie międzynarodowe komisje, powołane przez Organizację Narodów Zjednoczonych, oraz jedna niezależna organizacja działająca w ramach praw człowieka wyraźnie ostrzegały o możliwości ludobójstwa w Rwandzie. Co ciekawe, żaden z urzędników ONZ nie powiadomił dowódcę UNAMIR-u, o treści tych niepokojących raportów. Niemniej jednak, mimo ograniczonych możliwości wywiadowczych, oznaki militaryzacji w Rwandzie były tak powszechne, że Romeo Dallaire uznał, że możliwe są ataki ludobójcze już w styczniu 1994 r., trzy miesiące przed rozpoczęciem ludobójstwa (13). Wszystko te wydarzenia stały się swego rodzaju preludium do jednego z największych ludobójstw w historii ludzkości.
W dniu 6 IV 1994, samolot, którym leciał JuvénalHabyarimana oraz Cyprien Ntaryamirahutyjski Prezydent Burundi, został zestrzelony, gdy przygotowywano się już do lądowania w Kigali. Niektórzy twierdzą, że były to pociski wojska Ugandy, francuski trybunał oskarża za te działania siły Paula Kagame z RPF. Kagame i kilku członków rządu Habyarimana stwierdzili, że zamachowcami byli niezadowoleni z polityki prezydenta Hutu. Prezydent zginął, a to stało się uzasadnieniem i usprawiedliwieniem dla nadchodzącego ludobójstwa. Jeszcze inni twierdzili, iż zaangażowały się Stany Zjednoczone w celu osłabienia francuskich wpływów w regionie i usprawnienia dostępu USA do Konga oraz ich wielu zasobów naturalnych.
W Rwandzie o zestrzelenie samolotu oskarżono Tutsi. Była to idealna sytuacja na ostateczne unicestwienie „karaluchów”. Według świadków wydarzeń, m.in. Paula Rusesabagina (14) sygnałem rozpoczynającym ludobójstwo miała być zakodowana wiadomość w RTLM „Ściąć wysokie drzewa!". Wojsko i milicja rozpoczęły zabijanie wszystkich Tutsi, których mogli uchwycić, ale również wszystkich Rwandyjczyków polityczne umiarkowanych, niezależnie od ich etnicznego pochodzenia. Z radia można było usłyszeć takie hasła jak „Groby są do połowy puste. Zapełnijcie je”. Czystki szybko przeniosły się z Kigali do wszystkich zakątków kraju. Zabijały zorganizowane grupy milicji (Interahamwe) oraz Impuzamugambi (15). Nawet zwykli obywatele zostali wezwani przez lokalnych urzędników do zabijania swoich bliźnich.
Już pierwszej nocy, morderstwa przybrały masowego charakteru. Na stadionie Amahoro w Kigali przed bojówkami Interhamwe schroniło się około 12 tys. ludzi. Gdy z powodu pogarszającej się sytuacji w Rwandzie 22 kwietnia 1994 roku Rada Bezpieczeństwa postanowiła zmniejszyć liczbę błękitnych hełmów o połowę, z obawy o własne bezpieczeństwo, ludzie ze stadionu zagrozili zbiorowym samobójstwem. Była to jedna z największych i jedna z niewielu akcji ochrony ludzkości, która się powiodła. Następnego dnia, tj. 8 kwietnia zostaje zabita Agathe Uwilingiyimana – premier Rwandy (Hutu), znana z umiarkowania i chęci pojednania dwóch plemion. Wraz z nią ginie ośmiu belgijskich żołnierzy ONZ, co staje się przyczyną, do rozmów w głównej siedzibie organizacji o ewakuacji sił międzynarodowych. Przed tymi wydarzeniami w Rwandzie stacjonowało 2519 żołnierzy. Generał Dallaire twierdził, że to wystarczy, by zapobiec rzeziom, pod warunkiem, że ONZ pozwoliłaby siłom tym interweniować, a jego żołnierzom użyć broni do wymuszenia posłuszeństwa, a nie jedynie w obronie własnej. Kanadyjczykowi nie pozwolono interweniować, a kiedy wybuchły rzezie, zamiast przysłać mu posiłki, 22 kwietnia ONZ niemal wszystkich odwołała. W Rwandzie pozostało jedynie 270 żołnierzy ONZ (16).
Jedną z pierwszych oraz największych masakr w Rwandzie była ta, mająca miejsce w Nyarubuye. W nocy z 15 na 16 kwietnia 1994 w kościele katolickim we wschodniej prowincji Kibungo, zginęło ok 20 tys. ludzi. Ofiarami, tak jak w innych przypadkach byli zarówno Tutsi, jak i umiarkowani Hutu, którzy wierzyli, że Kościół będzie dla nich odpowiednim schronieniem. Ofiary zostały zabite na oślep za pomocą włóczni, maczet, pałek, granatów i broni automatycznych.
Niemalże od samego początku w Rwandzie morderstwa przybrały charakter niemalże rozrywkowy. Na porządku dziennym było palenie domów. Gwałcenie kobiet i dziewczynek, często przez żołnierzy zarażonych wirusem HIV, by tym samym skrócić ich życie do minimum. Rozbijanie noworodków o ścianę. Rozcinanie brzuchów ciężarnych. Zabijanie dzieci na oczach matek, znieważanie żon przed mężami. Okaleczanie, obcinanie kończyn (Tutsim zarzucano, że są wyżsi, a proceder ten nazywano „sprowadzaniem do formatu „standard”) (17). Pościgi, ciosy w plecy. Wrzucanie granatów do pomieszczeń pełnych ludzi. Dekapitacje. Sprawdzanie, ile ludzkich czaszek może przebić pojedynczy pocisk.
Ciała ofiar początkowo pozostawiano tam, gdzie ich zabijano, później jednak postanowiono wyrzucać je np. do rzek między innymi do największej Nyabarongo. Bardzo dużo Tutsich wolało popełnić samobójstwo rzucając się w toń rzeki niż pozwolić na zakończenie życia przez Hutu. Po jakimś czasie w wodzie pływały same ciała, zaś mieszkańcy sąsiednich państw nie chcieli jeść ryb, które „karmiono” ludzkimi zwłokami.
W wioskach „zbiórki” Hutu odbywały się w centralnych miejscach wcześnie rano. Jednostki specjalne instruowały i zachęcały do „polowania” na Tutsich, którzy ukrywali się zazwyczaj w lasach. Do mobilizacji i nagradzania wykorzystywano alkohol- oprócz maczet każdy miał przy sobie piwo lub tamtejsze wino. Zabijanie stało się także idealną możliwością do wzbogacenia się. Mężczyźni zabijali, zaś ich małżonki oraz dzieci zabierały z domów bądź właśnie umierającym ludziom wszystko, co wydawało im się cenne. Rozbierano domy dla cegłówek, zabierano kobietom biżuterię a także ubrania. Zdarzały się nawet kradzieże zębów. Ludzie ci, byli świadomi tego, że póki nie dosięgnie ich sprawiedliwość, mają możliwość żyć lepiej. Opinia publiczna świata zachodniego nie dotykała ich bezpośrednio, zaś Kościół albo nie funkcjonował, albo podzielał ich pogląd i pomagał w zbrodniach. Zakończenie dnia „polowań” zapowiadał gwizdek. Wtedy to odkładano maczety, najlepszą z możliwych broni, gdyż właśnie nimi Hutu pracowali na polach od urodzenia. Większość z mordowanych miała pełną świadomość tego, co spotka ich z ręki np. Interhamwe. Dlatego też bardzo często proszono o szybką śmierć, a ci, którzy chcieli jak najmniej cierpieć przekupywali swoich oprawców by wykorzystali karabin zamiast maczety czy motyki. Bardzo rzadko jednak tak się działo, gdyż według Hutu praktycznie żadną z ofiar nie było stać na taki „luksus” jak śmierć od kuli.
Należy zaznaczyć, że nie wszyscy Hutu brali udział w ludobójstwie. Uważa się, że około 20% ofiar było właśnie z tego plemienia. Zginęli, ponieważ przeciwstawiali się mordowaniu niewinnych ludzi, bądź zginęli przez przypadek- zostali wzięci za Tutsi ze względu na wzrost bądź kolor skóry. Różne działania wybierali również członkowie Twa. Badania nad ludobójstwem nie określają jednoznacznej roli tego plemienia. Przyczyna tkwi przede wszystkim w liczbie mieszkańców. Szacuje się, że przed ludobójstwem było ich niecały jeden procent, czyli około 30 tys. osób. Byli oni niegroźną, najniższą w hierarchii kastą, z którą nikt chciał się liczyć. Oblicza się, że w trakcie ludobójstwa zginęło ok 10 tys. przedstawicieli tego plemienia, a tyle samo uciekło za granicę. Warto też wspomnieć, że Twa nie byli jedynie ofiarami, członkowie tej grupy wstąpili również do Interhamwe.
Ludobójstwo w Rwandzie stało się wielkim problemem dla Kościoła. Bardzo często okazywało się, że księża, zarówno chrześcijańscy, jak i innych wyznań, należeli do MRND i wspierali ideologię „Hutu Power” (18). W wielu miastach walczący o przetrwanie Tutsi zwracali się z prośbą o pomoc do duchownych i przywódców religijnych. Tamci polecali im chronić się przede wszystkim w kościołach. Tak właśnie stało się w Nyamacie, Ntamarze czy w Kibuce, gdzie często gromadziło się nawet ok. 5 tys. ludzi. Zostali tam skierowani przez tych, których poprosili o ochronę.
Tak też było w przypadku dwóch sióstr benedyktynek, Consolate Mukangango i Julienne Mukabutera, które służyły w klasztorze Sovu i współpracowały z zabójcami. Siostry dostarczyły Intehamwe benzynę i wraz z nimi podpaliły budynek, w którym ukrywało się ok. 500 Tutsi. Niedawno zostały skazane przez sąd w Brukseli na odpowiednio 15 i 12 lat więzienia. Podobny przypadek miał miejsce w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego, nad którym sprawował pieczę Minister ElizaphanNtakirutimana. Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy niedawno skazał go na karę 10 lat więzienia. Zamiast odpowiedzi na wołania o pomoc kolegów, on przywiózł ze sobą milicjantów, którzy zabili wszystkich na miejscu (19).
Krytycy zachowania Kościoła wobec rwandyjskiej masakry domagają się, by księża czy siostry zakonne stanęły przed sądami tak samo, jak inni współwinni. W 1998 roku organizacja Prawa Afrykanów, wysłała do Jana Pawła II prośbą o pomoc Watykanu w bezpośrednim ustaleniu prawdy o roli Kościoła podczas ludobójstwa. Według tej organizacji w 1994 roku Kościół przyjął wyjątkową bierną postawę lub, w gorszym przypadku, nawet zachęcał do zabijania. W Rwandzie panuje również pogląd, że gdy do władzy doszli Tutsi, Kościół pomagał przedostać się za granicę niektórym księżom powiązanym z ludobójstwem. Między innymi księdzu AthanaseSerombie. W 1995r. Seromba zmienił nazwisko i mieszkał po ludobójstwie we Florencji. Organizacja AfricanRights obarcza go współodpowiedzialnością za zabicie 2 tysięcy Tutsich, którzy uciekli do kościoła w Nyange. Ksiądz, będąc po stronie wyznawców „Hutu Power”, miał ponoć uzgadniać z bojówkarzami, jak najsprawniej unicestwić Tutsich. Wykorzystując zaufanie ofiar, wyprowadził je z kościoła dokładnie na rzeź z rąk Hutu. Ci, którym udało bronić się przed atakami zostali zabici przez buldożery, które miały za zadanie zakopywać pomordowanych. Staranowano kościół z zarówno żywymi, jak i martwymi ludźmi w środku. Podobno duchowny zapłacił jednemu z operatorów by pracował szybciej. Podczas rzezi duchowny oglądał wszystkie wydarzenia popijając piwo. Dotychczas o współudział oskarżono w Rwandzie ponad 20 księży i zakonnic, dwóch skazano na karę śmierci.
Naturalnie, nie wszyscy księża byli kolaborantami z Hutu. 9 kwietnia w małej miejscowości Gikondo, na wieść o atakach Inerhamwe mieszkańcy uciekali prosząc o schronienie księży i siostry zakonne z Polski. Tego samego dnia do Kościoła przyszło dwóch żołnierzy Gwardii Prezydenckiej i dwóch żandarmów. Rozpoczęło się sprawdzanie dowodów osobistych zgromadzonej w kościele ludności, a następnie nakazano wszystkim Hutu opuszczenie kościoła. Jeden z księży nie zgodził się na takie traktowanie utrzymując, że wszyscy ludzie w kościele to chrześcijanie oraz członkowie kongregacji palotyńskiej. Otrzymał odpowiedź, że "kościół jest schronieniem dla karaluchów". Parę minut później do kościoła wkroczyło 100 bojówkarzy Interahamwe, którzy od razu zaczęli zabijanie wszystkich osób przebywających w kościele. Część ludzi wyciągnięto siłą z kościoła i zaatakowano na przedkościelnym placu. Dowody osobiste wszystkich mordowanych od razu palono. Mordowanie trwało 2 godziny. Po opuszczeniu terenu przez Interhamwe polscy oficerowie wraz z księżmi i siostrami Palotynkami rozpoczęli od razu opatrywanie ciężko rannych oddzielając ich od zmarłych. Zmarłych przeciągano do dwóch zbiorowych grobów kopanych przez zaufanych lokalnych pracowników zatrudnionych przez Palotynów. W masakrze tej zginęło ok 110 osób. Polskie duchowieństwo nie dokonało niczego naprawdę wyjątkowego w celu uratowania Tutsich, ale jako jedno z nielicznych niosło pomoc (20). Wydarzenia w Gikondo nie były jedynymi, których świadkami byli Księża Palotyni z Polski. Bardziej brutalny atak miał miejsce w Kansi, w diecezji Butare, gdzie zgineło ok 6 tys. Rwandyjczyków.
W czasie czystki etnicznej UNAMIR nie był w stanie obronić wszystkich. Pomimo małej liczby żołnierzy koncentrowano swoje siły przede wszystkim na ochronie jak największej liczby cywilów oraz na negocjacjach między stronami. Do ich obowiązków należało również ewakuowanie obcokrajowców. Gen. Dallaire pisał również kilka telegramów do siedziby ONZ, ale pozostawały one bez odzewu. Pierwszym poważnym działaniem były pojawienie się 23 IV w Kigali komisji składającej się z członków Organizacji Narodów Zjednoczonych, Departamentu Pomocy Humanitarnej, Programu Rozwoju Narodów Zjednoczonych, Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców i Światowa Organizacja Zdrowia. Był to zespół, którego zadaniem było stwierdzenie, jakiej pomocy potrzebuje Rwanda. Organizacje te od razu angażują się w pomoc, oczywiście przy ścisłej współpracy z UNAMIR. Pomoc ta jednak nie będzie szybka i skuteczna, gdyż dostęp do zasobów żywności będzie wielokrotnie blokowany przez oddziały Hutu (21).
Dla obrony ludności cywilnej, za zgodą ONZ, 23 VI 1994 do Rwandy wkroczyły wojska francuskie. Utworzona przez oddziały interwencyjne na południu kraju strefa bezpieczeństwa nie była jednak respektowana przez bojowników RPF. Francuzi diametralnie zmienili swoją postawę. Ogłosili, że zorganizują i wyślą do Rwandy oddziały, które utworzoną strefę bezpieczeństwa dla Tutsi. Oficjalnym celem było utrzymanie zawieszenia broni pomiędzy dwoma plemionami do czasu przybycia pomocy ze strony ONZ, w tym m.in. przyczynianie się do bezpieczeństwa i ochrony wysiedleńców, uchodźców i zagrożonej ludności cywilnej w Rwandzie. By otrzymać zgodę na tą misję Francja wysłała projekt uchwały do Rady Bezpieczeństwa ONZ o zezwolenie na misję, którą nazwano „Operacją Turkusową”. Pierwsze kontyngenty liczyły 2550 żołnierzy wojska francuskiego oraz 500 żołnierzy z Afryki (m.in. z Senegalu, Czadu, Mauretanii). Sprzęt zawierał 10 helikopterów, baterię 120 mm moździerzy, 4 bombowce Jaguar, 8 myśliwców Mirage i samolot rozpoznawczy (22). Obszar wpływu francuskiego, nazywany Zone Turquoise, był rozłożony na mniej więcej jedną piątą kraju. Chociaż oficjalnym zadaniem Francuzów była ochrona każdego życia w Rwandzie, uważa się, że ostatecznie chodziło jedynie o pomoc Hutu. „Operacja Turkusowa” była bardzo kontrowersyjnym przedsięwzięciem. Padały oskarżenia dotyczące przede wszystkim o osłabianie działań UNAMIRu oraz o brak pomocy Rwandyjczykom. Uważa się, że nie było jakiejkolwiek pomocy przy ewakuacji ludności na zachód. W artykule W. Jagielskiego można przeczytać taką przywołaną wymianę słów: ”''Ocaliliśmy setki tysięcy ludzkich istnień" - mówi dziś szef francuskiej dyplomacji Dominique de Villepin. "To prawda" - dorzuca Kagame - "Tyle że ratowaliście zabójców, a nie ich ofiary" (23).
Wielu badaczy tematu, między innymi Adrew Wallis i Daniela Kroslak (24,) uważa, że Francuzi zrobili to po to, by zabezpieczyć odwrót Hutu do Zairu, zwłaszcza wysoko postawionych członków rządowej Armii Rwandyjskiej i bojówek. W przypadku złapania przez rebeliantów mogliby oni powiedzieć światu nieco za dużo o roli rządu Mitteranda w przygotowaniu rzezi. To samo zdanie utrzymuje AnnickKayetesi, ocalala z ludobojstwa (25).
Między lipcem a sierpniem 1994, dowodzone przez Kagamego wojska Tutsi wkroczyły do Kigali a zaraz później zdobyły dalsze części kraju. Rebelianci z RPF zażegnali ludobójstwa, ale w tym momencie problemem stała się ucieczka około dwóch milionów obawiających się zemsty Hutu. 8 VIII 1994 oficjalnie uznano wojnę za zakończoną. Ogłoszono również zawieszenie broni. Nastąpiła swego rodzaju „wymiana” uchodźców: Tutsi powrócili do kraju, zaś Hutu z niego uciekli. RPF przejęła kontrolę nad rządem. Paul Kagame utworzył rząd jedności narodowej, został ministrem obrony narodowej, wiceprzewodniczącym i de facto przywódcą kraju, zaś prezydentem został Pasteurem Bizimungu (Hutu).
W czasie, gdy w Rwandzie trwała czystka etniczna świat starał się nie ingerować. Ważniejsze była chociażby inauguracja działalności Muzeum Holocaustu oraz pięćdziesięciolecie lądowania aliantów w Normandii, gdzie na obu tych uroczystościach najważniejsze było hasło: ”Nigdy więcej wojny” (26). Jedyną reakcją wszystkich państw była ewakuacja, ratowanie swoich, w sumie niezagrożonych w tym konflikcie, obywateli. Pomimo takiej możliwości nie uratowano żadnego z Rwandyjczyków.
Na posiedzeniach ONZ Paryż (współpracujący z władzami Hutu) był gotowy zawetować w Radzie Bezpieczeństwa każdą propozycję zmian przepisów dotyczących UNAMIRu. Podobnie reagowały tak ważne kraje jak Chiny i Rosja, które nie chciały, by organizacja ta zaczęła być bardziej wyczulona na łamanie praw człowieka ze względu na własną politykę. Najpotężniejsze państwo w regionie- Kongo zamyka w tym czasie granice dla masowych uchodźców z Rwandy. Amerykanie, tuż po porażce związanej interwencją humanitarną w Somalii, ignorowali temat Rwandy. Zniechęcali do interwencji także ONZ, wiedząc, że jako jedyne światowe mocarstwo prędzej czy później sami też zostaną w nią wplątani. Bill Clinton w specjalnym ogłoszeniu zabronił urzędnikom używać publicznie słowa "ludobójstwo" na określenie tego, co działo się w Ruandzie (27). Konflikt etniczny w Rwandzie przyniósł nie tylko wiele cierpienia mieszkańcom, ale również, według wielu źródeł, bardzo wysokie dochody niektórym krajom. Mil-Tec wystawił faktury na 5,5 miliona $ i otrzymał 4.8 miliona $ za przysłaną broń. Zarząd Mil-Tec opuścił Anglię krótko po ujawnieniu tych informacji (28).
Jeżeli chodzi o zagraniczne media, one także utrzymywały raczej pogląd, iż wydarzenia w Rwandzie są wewnętrzną, chwilową sprawą państwa, która zapewne niedługo nie będzie miała już miejsca. Zbrodnie traktowano raczej jako konflikt wewnętrzny aniżeli jako czystkę etniczną. Belgijski „De Standaard” pisał, że „Jest absolutnie pewne, że większość aktów przemocy popełniona została na obszarach kontrolowanych przez rebeliantów”. „Le Monde” i „Times” podawały z kolei, że wobec postępów rebeliantów miejscowi Hutu obawiają się zemsty ze strony Tutsich. Z jednej strony niosło to ze sobą tendencję do obniżania liczby ofiar, obliczanej po trzech dniach masakry na 8 tys. („New York Times”), choć w rzeczywistości samego 8 kwietnia było ich 16 tys. Po dziesięciu dniach wg „Guardian” ofiar miało być ok. 20 tys. chociaż w rzeczywistości czerwony krzyż wspomina o 64 tys. Pisano także że pod koniec kwietnia fala przemocy opada („Le Monde” i „Guardian”) chociaż był to właśnie okres najbardziej nasilonych morderstw. W dniu 19 kwietnia Human Rights Watch szacuje liczbę zmarłych na 100 tys. (29).
27 kwietnia papież Jan Paweł II jako pierwszy użył słowa "ludobójstwo" wzywając jednocześnie do zakończenia wojny. Następnego dnia ONZ oficjalnie przyznało, że "mogło dojść do aktów ludobójstwa". Do tego dnia, według szacunków Czerwonego Krzyża około 500 tys. Tutsi było już zamordowanych. 29 kwietnia Rada Bezpieczeństwa zażądała, aby rząd tymczasowy Rwandy i RPF podjęły wspólnie środki zapobiegające atakom na ludność cywilną na terenach będących pod ich kontrolą, oraz przypomnieć, że osoby, które wzbudzają lub uczestniczą w morderstwach tego typu będą za nie odpowiedzialni indywidualnie. Rada stwierdziła, że zabójstwo członków grupy etnicznej, z zamiarem zniszczenia takiej grupy w całości lub w części stanowi przestępstwo podlegające karze zgodnie z prawem międzynarodowym (30).
Poprzez rosnącą presję publiczną, 13 maja Rada Bezpieczeństwa ONZ przygotowuje się do głosowania w sprawie przywrócenia sił UNAMIR. Jednakże, Madeleine Albright opóźnia głosowania na cztery dni. 17 maja ONZ zgadza się wysłać 5500 żołnierzy do Rwandy. USA odmawia wysłania któregokolwiek ze swoich oddziałów, ale za to wyraża zgodę się na dostarczenie 50 opancerzonych przewoźników osobowych dla większości żołnierzy afrykańskich, którzy będąc ochotnikami stanowili bardzo duży procent żołnierzy zagranicznych. Na Kapitolu, Albright powiedziała "ostateczna przyszłości Rwandy jest jedynie w rękach Rwandy" (31).
Wg raportu HWR pod koniec kwietnia Rada Bezpieczeństwa ONZ decyduje się na wprowadzenie embarga na broń i ekspansji mandatu, którego wykonywanie rozpoczynało się 17 V 1994 r. Zdecydowano także rozszerzenie mandatu UNAMIR, który miał później umożliwić przyczynienie się do zapewnienia bezpieczeństwa i ochrony uchodźców i zagrożonej ludności cywilnej, za pośrednictwem środków, w tym tworzenie i utrzymanie bezpiecznych obszarów humanitarnej oraz zapewnienie bezpieczeństwa dla działań pomocowych w możliwie największym stopniu.
Dalsze działania ONZ i innych krajów niewiele pomagają zniszczonej Rwandzie. W lipcu 1994 sytuacja była dramatyczna. Gospodarka właściwie nie istniała, nie było siły roboczej. Nie funkcjonowały szkoły, urzędy czy szpitale. Woda była skażona zwłokami. Ponad milion ofiar śmiertelnych, 3 miliony które emigrowały. W Rwandzie znajdowało się wtedy 400 tys. sierot. Praktycznie do 2001 roku działania w tym kraju nie powodują żadnych postępów. Sytuacja jednak zmienia się, gdy w tym właśnie roku parlament rwandyjski przyjął ustawę powołującą 11 tys. trybunałów ludowych tzw. Gacaca. W owych sądach zasiadają „najbardziej sprawiedliwi” mieszkańcy każdej większej miejscowości. Od tej pory to oni mają sądzić swoich sąsiadów za zabijanie oraz grabieże. Z jednej strony instytucja ta pomaga osądzić winnych oraz zlokalizować ofiary, jednakże z drugiej bardzo często są one nieobiektywne, skorumpowane oraz narażone na zagrożenia ze strony osądzanych32. Powstają "ingando", są to trzymiesięczne obozy resocjalizacyjne, przez które przechodzą wszyscy oskarżeni o ludobójstwo, skazani więźniowie, oraz, co ciekawe, przyszli studenci (33).
W maju 2003 przyjęta została w referendum nowa konstytucja. Rwanda oskarża byłego prezydenta Francji François Mitterrand jako człowieka odgrywającego jedną z najważniejszych ról w „umożliwieniu ludobójstwa” i zrywa stosunki dyplomatyczne z Paryżem.
Polityka pamięci w tym kraju pozostaje do dziś kwestią sporną. Odnaleźć można zarówno elementy polityki inkluzywnej np. obozy ingando integrujące dawnych morderców ze społeczeństwem jak również elementy polityki ekskluzywnej w postaci sądów Gacaca. Zabroniony jest dawniejszy podział na plemiona, surowo karze się ludzi za wciąż powszechne samosądy.
Ludobójstwo w Rwandzie było z wielu powodów precedensem wyjątkowym. Odbywało się w latach 90' przy pełnej informacji na ten temat, całkowitej świadomości innych państw oraz przy niemalże kompletnym braku pomocy ze strony ONZ czy poszczególnych krajów. Zostało ono zignorowane ze względu na brak strategicznego położenia, małej powierzchni oraz braku surowców naturalnych. W tym czasie świat skupiał się na innym afrykańskim państwie- RPA gdzie prezydentem został Nelson Mandela, na nieudanej misji USA w Somalii czy na inauguracji działalności Muzeum Holocaustu oraz pięćdziesięcioleciu lądowania aliantów w Normandii. Ludobojstwo to udowodniło, że pomimo wieli praw, rozporządzeń i zasad świata przełomu XX i XXI wieku wszelkiego rodzaju konflikty czy wojny mogą mieć miejsce i siać zniszczenie obliczane na miliony dolarów i co gorsza miliony ofiar.
Czytaj dalej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz